poniedziałek, 25 maja 2015

2

Całą lekcję nie mogłam się skupić, gdyż czułam na sobie jego wzrok. Nie odważyłam się na niego spojrzeć ani nic mu powiedzieć. Nawet nie wiem czemu. Po prostu coś mnie powstrzymywało.
Czasami zerkałam kątem oka co robi. Co robi? Przepraszam pomyliłam się. Powinnam zapytać czy wogóle coś robi oprócz gapienia się na mnie, oddychania i mrugania. 
-Na następnej lekcji będziecie  w parach analizować DNA różnych zwierząt. Do domu nic wam nie zadaję. Miłego dnia-skończył swój monolog i zadzwonił dzwonek.
Wyszłam z klasy i natychmiast sprawdziłam swój plan.
-Od razu mówię, że nie jestem dobry z biologii.-podskoczyłam kiedy usłyszałam głos Luke'a.
-Boże nie strasz mnie więcej.
-Po co tak oficjalnie? Mów mi Luke.-głupio się przy tym zaśmiał. Tak, tak śmiej się. Zobaczymy kiedy to ty prawie zejdziesz na zawał.
-Nie martw się. U mnie z biologią jest akurat ok.
-To dobrze. Może będą piąteczki.-potarł swoje ręce.
-Może Brooks.-zatrzymał się ale ja nie zwróciłam na to większej uwagi i szłam dalej.
-Nie mów tak do mnie.-odwróciła się by coś powiedzieć, jednak zniknął. Dziwne. Kto obraża się za to, że mówi się do niego po nazwisku? Bez komentarza.

***

Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w stronę autobusu. Był prawie pusty, więc zajęłam miejsce z przodu. Zabawne jest to, że rano wszyscy pchają się do tyłu, a kiedy wracamy już do domu cały przód jest zajęty. 
Ja zawsze staram się siadać z przodu. Po co mam się potem przepychać przez innych ludzi?
-Przesuń się.-koło mnie pojawił się niespodziewanie Luke. Wykonałam polecenie i usiadłam przy oknie.
-Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
-Ja? Dlaczego? Bo powiedziałaś do mnie Brooks?-wybuchł śmiechem. Zdenerwował mnie tym lekko, a w moim głosie pojawiła sie nutka pogardy.
-I nagle zniknąłeś? Tak.
-Musiałem coś szybko załatwić.-w tym momencie cały dobry humor zniknął z jego twarzy. Nawet mnie to trochę zmartwiło.
-Luke, coś się stało?
-To nie jest twoja sprawa.-najwidoczniej nie zamierzał wciskać mi kitu, że jest wszystko okey. W pewien sposób byłam mu za to wdzięczna.
-No przepraszam jeśli wydaję ci się wścibska, ale ja tylko chciałam...
-Nie chciej.-gwałtownie mi przerwał i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam smutek i troskę., nie złość i gniew.-Po prostu nie chciej.-wyjął telefon z kieszeni i zaczął na nim grać. Uniosłam ręce ku górze i przewróciłam oczami. Nie zamierzałam teraz dalej drążyć tego tematu. No ba, przecież my się prawie nie znamy, więc nie powinno interesować mnie jego życie, jego problemy. Jednak moja świadomość...może nie tyle co świadomość tylko ciekawość nie pozwalała mi tak tego zostawić.
Nie rozmawialiśmy już całą drogę, aż do przystanku. wysiadłam i zaczęłam iść w swoją stronę.
-Rose, poczekaj.
-Czego chcesz?
-Odprowadzić cię. A z resztą też idę w tę stronę.-przewróciłam oczami na samą myśl, że będziemy iść razem tak całą drogę, a ja nawet nie będę mogła się o nic zapytać. No cóż Rose, chyba musisz dręczyć się dalej.
-A wiesz, że mamy jutro razem w-f?
-No i co z tego?
-No nic. Tak tylko mówię.
-Sugerujesz coś?-lekko przymrużyłam oczy
-Nie wiem jak ty, ale ja lubię popatrzeć na ładne dziewczyny w prześwitujących bluzkach i przykrótkich spodenkach.
-Jesteś zboczony-zaśmialiśmy się oboje.-Ej czy ty właśnie powiedziałeś...-dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi mu o mnie.
-Yhym.
-Jesteś tym bardziej zboczony. Chyba nie będę ćwiczyć-założyłam ręce na piersiach.

***

-Ja tu.-głową wskazałam na budynek
-Ładny dom.
-Dzięki i...pa.-ruszyłam w stronę drzwi
-Narazie Rose. I proszę, choćby nie wiem jak bardzo cię korciło, nie mieszaj się w moje sprawy.
Stałam tam jak wryta i patrzałam jak odchodzi. Skoro tak powiedział to to musi być naprawdę ważne, a mi teraz tym bardziej nie da to spokoju. Dzięęęęki Luke.
Weszłam do domu. Rzuciłam szybkie "Cześć mamo, cześć tato" i schodami wbiegłam do swojego pokoju. Tam przebrałam się w bardziej wygodne ciuchy, tak ciuchy nie ubrania. Kiedyś nauczycielka mówiła nam, że ciuchy to są takie zmientolone i zniszczone ubrania, i że mamy nie mylić pojęcia "ubrania" z "ciuchami". Ale żebym nie wyszła na jakąś fleję, moje ciuchy nie są aż tak zniszczone. Wyglądają hmm...normalnie.
Zeszłam na obiad. Moi rodzice siedzieli przy stole.
-Jak pięknie pachnie.-powiedziałam przysuwając krzesło.
-To twój ulubiony.
-Dziękuje-powiedziałam kiedy mama postawiła przede mną talerz z zupą pomidorową.
-Co to był za chłopak?
-To? Kolega.
-Kolega?
-Tak tato, kolega. Luke
-A jak tam pierwszy dzień w szkole kochanie?-głos zabrała mama.
-Dobrze, nic ciekawego się nie wydarzyło.
-Cieszę się.
-Na drugi raz zaproś tego kolegę do nas.
-Tato.
-Henry.
-No przecież żartowałem.-przewróciłam oczami i kiedy skończyłam jeść wyszłam z kuchni.

***

Zamknęłam swoją szafkę i mało co nie padłam na zawał.
-Luke, błagam nie strasz mnie.
-Co masz teraz?
-Em chemię, a co?
-A potem?
-Fizykę.
-A po fizyce?
-Historię. Do czego zmierzasz?
-Sprawdzałem czy znasz swój plan.
-Jesteś głupi.
-Luke!-usłyszałam czyjś głos więc odwróciłam się. Zobaczyłam Lan idącą za rękę z...tak, to na pewno musi być jego brat. I to jeszcze bliźniak.
-Co chcesz?
-Dzisiaj po lekcjach. -Luke spojrzał w górę i ciężko westchnął.
-Cześć Rose.-spotkałam się z uroczym spojrzeniem Layany.
-Hej Lan.
-Może nas sobie przedstawisz?
-Rose to Jai, Jai to Rose.
-Miło mi-brunet uśmiechnął się sympatycznie.
-Mnie również.-uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Czy ona...?
-Nie.-odpowiedział bratu przez zęby. Ktoś mi powie o co chodzi?
-Jai chodźmy już.-Lan ciągnęła go za rękę,  gdy ten wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Luke'iem.
-Już idę. Do zobaczenia Rose.
-Cześć.
Spojrzałam na Luke'a.
-O co mu chodziło?
-Nie wiem. Ej dobra ja muszę już lecieć. Narazie Rose.
-Pa Luke.

***

Na w-f graliśmy w kosza. Nienawidzę tej gry...
Na sali oprócz nas ćwiczyli też chłopaki, czyli jak trudno się domyśleć był tam i Luke, na którego co chwilę spoglądałam. A co śmieszniejsze prawie za każdym razem spotykałam się z jego wzrokiem.
I nagle...bam, leżę na ziemi. Przed oczami pojawiły mi się czarne mroczki i odruchowo złapałam się za nos, który potwornie bolał. Poczułam coś mokrego na rękach i ustach.
-Rose, nic ci nie jest?-usłyszałam jego głos i pomógł mi wstać. Czarne plamki zaczęły powoli znikać, a ja zobaczyłam wokół siebie całkiem spory tłum. Spojrzałam w dół i się trochę wystraszyłam, kiedy ujrzałam, że moje ręce pokrywa krew.
-Co się stało?
-Dostałaś piłką. Przepraszam to moja wina-odezwała się jedna z dziewczyn. Wtedy na salę weszła nauczycielka.
-Boże drogi! Co tu się stało?
-Ja wszystko potem pani wytłumaczę.
-Dobrze Emily. Rose nic ci nie jest? Niech ktoś szybko pójdzie z nią do higienistki.
-To ja mogę.
-Dobrze Luke, tylko ją mocno trzymaj. Reszta ćwiczcie dalej!

poniedziałek, 18 maja 2015

1

Kolejna szkoła. Już powoli zaczynam mieć dosyć tych ciągłych przeprowadzek. Chyba jedynym plusem tego jest , że poznaję coraz więcej nowych i ciekawych osób, jednak wiąże się z tym to, że muszę pozostawić starych przyjaciół, za którymi strasznie tęsknię. Niby są telefony i kamerki Internetowe, ale to nie to samo co spotkanie się z nimi na żywo...

Stałam na przystanku czekając na swój autobus. Wydawało mi się to dziwne, że nikogo więcej tu ze mną nie ma. No ale co.
z kilku minutowym opóźnieniem w końcu przyjechał. Otworzyły się drzwi i kiedy chciałam już wsiadać zostałam odepchnięta na bok i upadłam na chodnik.
-Dupek!-krzyknęłam, a chłopak odwrócił się momentalnie. Miał na sobie siwą bluzkę z jak podejrzewam krótkim rękawkiem, na to granatowo-białą bejsbolówkę, dżinsy i białe forsy. Na głowie widniał również granatowo-siwy full cap.
-Nie dupek, Luke-powiedział ze złośliwym uśmieszkiem i poszedł dalej.
Wstałam i również weszłam do pojazdu. Nie było ani jednego wolnego miejsca, no oprócz tego pajaca, a nie chciałam stać jak głupek, więc nie pozostało mi nic innego. Ruszyłam w jego stronę jakby na ścięcie.
-Moge?-zapytałam wskazując palcem na siedzenie. W odpowiedzi wzruszył ramionami nawet na mnie nie patrząc.
Jechaliśmy już jakieś 5 minut. Wokół nas był gwar, jednak ja ani Luke nie odezwaliśmy się ani słowem.
-Jak masz na imię?-z rozmyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Co?-spojrzałam mu prosto w oczy i muszę przyznać, że rozpłynęłam się w tej czekoladowo-miodowej barwie.
-Pytałem jak masz na imię.
-A, Rose.
-Ładnie.
-Mi się nie podoba.-oparłam głowę wygodnie na fotelu.
-Dlaczego się tu przeniosłaś?
-Naprawdę cię to interesuje?-lekko się skrzywiłam.
-Gdyby mnie to nie interesowało, to bym nie pytał.
-Przed chwilą bezczelnie na mnie wpadłeś i nawet nie przeprosiłeś, a teraz nagle interesuje cię moja historia?
-No dobra. Przepraszam. Teraz mi powiesz?
Głośno wypuściłam powietrze z ust.
-Moi rodzice często się przeprowadzają. Od kiedy skończyłam 11 lat, siedem razy zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Nie wiem czemu, nie pytaj. Powoli zaczyna mnie już to męczyć, więc mam nadzieję, że przynajmniej tutaj zostaniemy na dłużej.
-Siedem razy w ciąguuuuu...-przedłużył ostatnią głoskę i czekał na moją podpowiedź.
-Siedmiu lat.
-Tak, siedem razy w ciągu siedmiu lat to sporo. Musiało być ci trudno, cały czas w nowej szkole.-przytaknęłam, a autobus się zatrzymał. Zobaczyłam wielki budynek z dziesiątkami okien i kawowymi ścianami. Przed nim był szeroki trawnik, na którym siedziały grupy nastolatków. Gdzie nie gdzie pojawiały się też ławki.
Ruszyłam przed siebie. Najpierw udałam się w stronę szafki, którą wcześniej wykupili mi rodzice. Tam zostawiłam zbędne rzeczy. Potem wyjęłam z kieszeni telefon, na którym miałam zdjęcie planu lekcji.
Mimo iż wiedziałam w której sali mam lekcję, za Chiny nie mogłam jej znaleźć. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy od jakiś dwóch minut siedzieli już w klasach, tylko ja się ciągle błąkałam...
Zrezygnowana usiadłam na ławce. Oczywiście, że poszłabym zapytać się w sekretariacie lub na portierni, gdybym tylko wiedziałam gdzie jest. Zobaczyłam jakąś dziewczynę idącą w moim kierunku.
-Hej, przepraszam, ale nie wiesz może gdzie jest klasa 006?-niepewnie zapytałam
-Właśnie tam idę. Chodź ze mną.-uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki. Gdyby nie ty to na pewno nie byłoby mnie na biologii.
-Och nie ma za co. Jestem Layana. Dla przyjaciół Lan-wyciągnęła rękę w moim kierunku, którą natychmiast uścisnęłam.
-Rose.
-Pewnie jesteś nowa? Nie widziałam cię wcześniej.
-Tak mój pierwszy dzień tutaj.
Otworzyła drzwi od sali. Oczy wszystkich zwróciły się na nas, a właściwie to na mnie.Muszę przyznać, że trochę nie zręcznie się czułam, więc spuściłam głowę.
-Panie profesorze, przepraszam za spóźnienie.-nawet na niego nie zerkła tylko grzebała w swojej torebce i poszła zająć miejsce.
-To kolejne spóźnienie Lan. Słyszałaś, że za to można nie zdać?-powiedział do niej jednocześnie pokazując do mnie ręką abym podeszłą bliżej.-Dobra chołoto uspokójcie się.-powiedział do klasy a mi chciało się śmiać. To pewnie jeden z tym "dobrych" nauczycieli.-Rose tak?-szepnął do mnie tak aby reszta tego nie usłyszała. Przytaknęłam.-To jest Rose Nichols.
Usłyszałam różne odzywki typu "Cześć Rose" Rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam Luke'a. Opierał się o ścianę uważnie mi się przyglądając.
-Usiądziesz z Luke'iem. To tamten chłopak po ścianą w trzeciej ławce.-spojrzałam się na nauczyciela, a jedyna myśl, która aktualnie chodziła mi po głowie to "Serio? Czemu akurat z nim?"
Ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca. Czułam się odprowadzana wzrokiem innych uczniów.
Usiadłam.
-Chyba jesteśmy dla siebie stworzeni.-cwaniacko się uśmiechnął i przysunął lekko, na co zareagowałam i popchnęłam ręką w stronę ściany.
-Raczej skazani.-rozpakowałam się i starałam słuchać co mówi nauczyciel.
-Ja nie jestem taki zły. Jeszcze mnie polubisz.
-Oj zapewne.-czujecie ten sarkazm?



No to mamy rozdział pierwszy :) Mam ogromną nadzieję, że wam się spodoba, i że będziecie komentować. 
Od razu ostrzegam, że niestety (lub i stety) rozdziały nie będą dodawane regularnie. Za to strasznie przepraszam i liczę na cierpliwość ;)
Pozdrawiam xx

poniedziałek, 11 maja 2015

Bohaterowie

Rose Nichols
lat 18
"Za wszystko co zyskujesz, tracisz coś innego"

Layana Cheadle
lat 18
"Odwaga tworzy bohaterów, ale zaufanie buduje przyjaźń"

Jai Brooks
lat 18
"Doświadczenie najlepiej buduje pewność siebie"

Luke Brooks
lat 18
"Ścieżka mądrości jest dla tych, których nie oślepia ego"

Sarah Mitchell
lat 18
"Przyszłość ma wiele ścieżek. Twoja decyzja czy wybierzesz mądrze"

Emily Wilson
lat 18
"To nie jest zła rzecz, zakochać się"