czwartek, 4 lutego 2016

20

Nie odrywając się od siebie powoli pozbywaliśmy się naszej garderoby. Przyspieszone oddechy zagłuszały moje i jego pomruki.
Kiedy zorientowałam, że leżę w samej bieliźnie zaprzestałam swoich ruchów i poczułam dziwny skurcz w żołądku. Luke widząc, że przestaję oddawać jego pocałunki przeniósł się na szyję, a potem szedł niżej i niżej. W tym momencie ogarnął mnie strach. Tylko, że to głupie..bo nawet nie wiedziałam, czego się boję.
-Co się stało?-spytał po chwili.
-Nie wiem. Ja..ja chyba nie mogę.-przestał i wrócił swoją twarzą do mojej patrząc mi w oczy. Chyba zobaczył w nich strach bo w jego pojawiła się troska. Już otworzyłam usta aby coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy trąbienie i gwizdy. Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie podrywając się na równe nogi. Stanęłam za chłopakiem lekko się zasłaniając i szybko narzuciłam na siebie bluzkę i spodenki nie zapinając ich, on też szybko się ubrał. Jakaś banda wesołych nastolatków zatrzymała się na tej samej plażyczce co my. Wysiedli nie zwracając na nas większej uwagi i rozłożyli koc wyciągając dwie skrzynki piwa. Luke było widać, że jest wkurzony a ja zaczęłam się śmiać. Tak..śmieszna wydała mi się ta sytuacja. Chociaż gdyby nie przyjechali to kto wie co byśmy teraz robili. Może dokończyli to co zaczęli albo ja ogarnięta strachem nie chciałabym tego dokańczać? Myślę, że to nawet dobrze, że się zjawili, przynajmniej ominęły mnie krępujące wymówki.
Zebraliśmy swoje wszystkie rzeczy i ruszyliśmy w drogę, którą przyszliśmy.
-A mogło być tak pięknie..-powiedział obojętnie idąc przede mną na co ja się zaśmiałam.
-Ej mam pytanie.
-No..dajesz.-złapał mnie za rękę.
-Czemu znowu się tędy wleczemy skoro jest inna droga? Bo wiesz oni przyjechali samochodem a tędy by się raczej nie zmieścili.
-Bo to jest skrót. Nie będę szedł dookoła jeżeli mogę być szybciej.
-O okey. Tooo teraz do ciebie?
-Nie chcesz?
-Chcę..

***

Weszliśmy przez duże drewniane drzwi z szybą na środku do jego domu. Było strasznie cicho, znaczy, że pewnie jeszcze ich nie ma. Przeszliśmy do salonu.
-Usiądź, rozgość się. Przyniosę coś do picia.-i zniknął za ścianą. 
Mam nadzieję, że jego matka okaże się sympatyczna panią, a jego brat..hm normalnym rodzeństwem. Chociaż nie wiem czy jest taka szansa.. Patrząc na zachowanie bliźniaków na ich dziecinadę i wygłupy to mam wątpliwości. No ale w sumie..Beau jest najstarszy a mówią, że mądrość przychodzi z wiekiem..nie wiem. Zobaczę, jak go poznam. 
Jak na zawołanie ktoś otworzył drzwi i z gwarem wszedł do środka. Głosy kobiety i mężczyzny. To z pewnością oni. Luke chodź tutaj.
Niska brązowowłosa postać z uśmiechem na twarzy i walizką w ręku pojawiła się w salonie. Kierując swój wzrok na mnie jej uśmiech powoli znikał. Wstałam z kanapy prawie na baczność. 
-Dzień dobry.-powiedziałam strasznie cicho. Tak, spłoszyłam się trochę. 
-Dzień dobry-odpowiedziała, a jej uśmiech zaczął powracać. Uff..chwilę później stanął za nią młody chłopak, nieco wyższy od niej. Zapewne Beau. On również się uśmiechał. 
-A..kim ty jesteś jeśli mogę wiedzieć?-spytała. W tym samym momencie wrócił Luke. Dziękuję, że się pośpieszyłeś..
-Hej wam!-podszedł ich uściskać. 
-Hej synku. Mam nadzieję, że tęskniłeś.
-No jak nie jak tak! Cześć stary.
-Cześć MŁODY!-powiedział dziwnie poruszając brwiami i ściskając brata. Dostrzegłam jak jego matka szturcha go łokciem patrząc na mnie. 
-A! Poznajcie Rose. Rose..to moja dziewczyna.-widziałam te zdziwienie na ich twarzach.-Rose poznaj moją mamę Ginę i brata Beau.- z ich rodzicielką wymieniłam się tylko uśmiechami, natomiast Beau podszedł do mnie i uściskał. Nie powiem..zdziwiło mnie to.
-Heejj dziewczyno, która poderwała mojego zgorzkniałego brata.
-Cześć bracie zgorzkniałego brata.-puścił mnie i się zaśmialiśmy.
-Ja nie jestem zgorzkniały!-zaprzeczył "urażony" Luke, na co tym razem wszyscy się zaśmialiśmy.
-Chodź zgorzknialcu, pomożesz zanieść mi walizki na górę.-i poszli a ja zostałam sama z Giną. 
-Chodź do kuchni, napijemy się czegoś.-no właśnie. Luke miał przynieść coś do picia...-hmm zobaczmy co mamy. Lubisz sok pomarańczowy?-nieśmiało kiwłam głową.-Proszę.-nalała mi.
-Dziękuję. 
-Czemu nie w szkole?
-A no ee..jakoś tak wyszło. 
-Ej. Nie chcę wyjść na wyrodną matkę, ale uważaj na mojego syna.
-Co? Nie rozumiem. Dlaczego?
-On umm czasami jest inny niż się wydaje.-te słowa zapamiętałam najbardziej. Co to znaczy?



Tak więc..hm chciałabym coś powiedzieć.
Ostatnio sporo myślałam o tym, aby zawiesić te ff i doszłam do wniosku, że tak chyba będzie najlepiej. Te rozdziały są coraz bardziej nieudane i po prostu nudne. Nie oszukujmy się. Przepraszam za to tak w ogóle.
Oczywiście jeszcze się dokładniej zastanowie nad tym zawieszeniem, ale chciałam być szczera i uprzedzić XX 

poniedziałek, 18 stycznia 2016

19

Ubrana siedziałam oparta pod drzewem obok mojego chłopaka. Jeju jak to brzmi.
Słońce ogrzewało moje nogi i kawałek brzucha. Zawsze kryłam się przed nim bo nigdy jakoś nie lubiłam się opalać.
-Dzisiaj wraca moja mama z moim starszym bratem. Może chciałabyś ich poznać? Ona z pewnością cię polubi, a Beau...hm on lubi każdego. Z resztą tak jak każdy jego.-śmiech.-Go nie da się nie lubić.
-W sumie to czemu nie. Kiedy?
-Powinni być po drugiej w domu. Stąd możemy iść do mnie.
-Na pewno zrobię dobre pierwsze wrażenie, kiedy zobaczy, że jej kochany synek nie jest teraz w szkole tylko na wagarach z dziewczyną. Powie, że cie buntuje czy coś.-wybuchnął śmiechem. Co jest w tym takiego zabawnego?-No co?
-Proszę cię. Moja matka wie jaki jestem i nie trzeba mnie buntować. Jedyne co może pomyśleć, że to ja właśnie ciebie buntuję.
-Bad boy?
-Może.
-Nie znam cie od tej strony.
-To źle? Chcesz, żebym zaczął być "bad boyem"?-zaczął przybliżać swoją twarz do mojej nie spuszczając wzroku z moich oczu. Mogłabym utonąć w tej czekoladowej barwie.
-A Beau wie?
-Psujesz chwilę mała.-zaśmiał się odsuwając lekko.-Wie. Wie on, ja, ty i Jai.
Oł..
Usiadłam wyprostowana podciągając kolana i chowając w nich głowę. Zaczęłam nucić jakąś nieznaną mi melodię.
-Co nucisz?
-Nie wiem. Jestem głodna.
-I dlatego nucisz?-przytaknęłam głową. Poczułam coś mokrego i miękkiego na mojej ręce. Nie podnosząc głowy zapytałam z lekkim chichotem.
-Co robisz?
-Coś. Całuję cię. Nie mogę?-swoimi ustami szedł coraz wyżej aż do mojej szyi.-Śmiejesz się bo to cie łaskocze czy śmiejesz się ze mnie?
-Trochę tak, trochę tak.
Chwycił mnie kładąc na trawie tak, że leżał nade mną. Z uśmiechem złączył nasze usta w pełnym i namiętnym pocałunku.
Z każdą kolejną chwilą pocałunek się pogłębiał, a ani ja, ani Luke (znaczy tak myślę, że on też) nie zamierzaliśmy go przerwać.
-Tu?-spytał w przerwie na oddech,a ja przytaknęłam.
 Może to ten czas?

sobota, 2 stycznia 2016

18

-Mówiłam ci coś.-czy byłam na niego zła? Ani trochę, można nawet powiedzieć, że cieszyłam się, że przyszedł. To było w pewnym sensie urocze z jego strony.-Wejdź.-przepuściłam go i skierowaliśmy się do mojego pokoju.
Ja usiadłam na łóżku a Luke na krzesełku przy biurku. Cisza panująca między nami była dość niezręczna.
-A więc...-chciałam ją przerwać ale na prawdę nie wiedziałam od czego mam zacząć.
-Nie chcę kończyć tego co jest między nami.
-Tak, wiem. Ja też nie.
-Czyliiii,że jest ok?-lekko pokiwałam głową a chłopak się uśmiechnął.
-Skończysz z tym?
-Wiesz, że to nie jest takie proste. Tak bardzo ci to przeszkadza?
-Martwię się. Co będzie jeśli cię złapią, pomyślałeś o tym?
-Jesteśmy ostrożni. Nie mają prawa nas złapać.
-Uhm oby.
-A tak propo. Jeszcze źle się czujesz?-uniósł jedną brew.-Chyba, że wcale nie czułaś się źle tylko dostałaś lenia...
-Hej! To nie prawda.
-Jaaasne.-chwyciłam jakiegoś pluszaka i rzuciłam nim chłopaka.
-Jak nie chcesz wierzyć to nie wierz. Ale...już jest lepiej. Czemu pytasz?
-Tak lepiej, że możesz wyjść z domu?
-Raczej.
-To chodź.-wstał i złapał mój nadgarstek ciągnąc na dół.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz. Zamknij drzwi.-założyłam trampki i wyszliśmy z domu.
-Co kombinujesz?
-Ojeny to nie możemy już się od tak przejść?
-Oczywiście, że możemy ale od kiedy ty chodzisz na spacery?-zachichotałam. Taka prawda. Luke i spacery?

***

-Jejku gdzie ty mnie wywlokłeś?-szliśmy przez jakieś zarośla. Moje trampki były brudne od błota po którym szliśmy.-Będziesz mył mi buty.
-Przestań marudzić.-zatrzymał się i odwrócił w moją stronę złączając nasze usta. Pierw byłam zdezorientowana, ale w końcu oddałam pocałunek. Oderwał się i z uśmiechem oparł swoje czoło o moje.-Bądź cicho bo inaczej znowu to zrobię.
-W takim razie powinnam dalej marudzić.-zaśmialiśmy się. Fajna kara.
-Chodźmy.-ponownie złączył nasze ręce i szliśmy dalej.
Kiedy krzaki się skończyły moim oczom ukazało się jezioro. Nawet nie wiedziałam, że mamy niedaleko siebie jezioro. 
Mała plaża była całkowicie pusta. Chłopak puścił moją rękę i podchodząc bliżej wody zaczął ściagać koszulkę.
-Czemu nie powiedziałeś, że idziemy tu. Nie wzięłam stroju.
-Ja też nie. Rozbieraj się.
-Żartujesz? Nie będę kąpała się w bieliźnie.
-Możesz bez.-zdjął spodnie i będąc w samych bokserkach wszedł do wody.-No dalej Rose, chodź.
-Nie mam stroju.-usiadłam na piasku.
-Bo przyjdę po ciebie.-nie odważy się. Ruszył w moją stronę. Nie odważy się, prawda?
-Ejejej. Odejdź!-wstałam i zaczęłam się cofać. Nie chcę być mokra. Podbiegł do mnie i uniósł do góry.-Luke! Puść mnie! Słyszysz-próbowałam być poważna i stanowcza co mi nie wychodziło przez śmiech.
-Sama przyjdziesz?
-Nie-zaczął kierować się do wody.-Tak! Sama przyjdę.-odstawił mnie i dopiero tera zobaczyłam, że szczerzy się jak wariat.-Głupek. Odwróć się.
-Po co?
-No chyba nie będą rozbierać się przy tobie. Odwróć się.-leniwie wykonał moje polecenie marudząc coś pod nosem. Zdjęłam buty, koszulkę i spodenki. Zostałam w samej bieliźnie! Czułam się niekomfortowo.
-Już?
-Tak, ale się nie odwracaj.
-Żartujesz?
-Nie, idź pierwszy.-szłam za nim trzymając rękę na jego plecach. Woda była ciepła. 
-Czy już mogę się odwrócić?-spytał kiedy byliśmy zanurzeni (a przynajmniej ja) ponad biust.
-Tak teraz możesz.-odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
-Czego się wstydzisz? 
-Nie lubię świecić swoim ciałem.
-Tu nikogo nie ma, prócz nas.
-Oj no i dobra.-ochlapałam go wodą.
-Tak się bawimy?-nie został mi dłużny. Tylko, że ja byłam teraz cała mokra.
-Przestań, przestań już.-spojrzałam na jego roześmianą twarz.-Śmiej się śmiej, zobaczymy kto będzie śmiał się ostatni.

wtorek, 8 grudnia 2015

17

Dzień następny
Teraz powinnam być w szkole a zamiast tego leżę w łóżku. Wmówiłam rodzicielce, że źle się czuję i pozwoliła zostać mi w domu. No chociaż może jest w tym troche prawdy. Bo moje samopoczucie nie ma się najlepiej. Wczoraj dużo myślałam o tym co powiedział mi Luke. To wydarzyło się dawno jednak ma swoje skutki w teraźniejszości. Pewnie powinnam iść z tym na policję, ale jakoś nie mogłam. Nie chciałam aby trafił do wiezienia. Z resztą Jai też. Obaj w tym siedzą. Może to dziwne, ale ten cały Patrick był dla nich tak jakby sędzią. On zdecydował o ich "karze". Przecież mógł na nich donieść a tego nie zrobił. Cóż najwidoczniej tamta sytuacja była mu na rękę. Mam po prostu nadzieję, że niedługo da chłopakom spokój.
Dzisiaj prawdopodobnie spotkam się z Luke'iem. Denerwuję się przed tą rozmową chociaż wiem, że nie mam czego. Jeśli mu tak zależy na nas to on powinien się denerwować, hmm pewnie i tak jest.
Od:Lukey
"Czemu nie ma cię w szkole? :("
Do:Lukey
"Źle się czuję. Wpadnij później."
Od:Lukey
"I tak bym to zrobił ;)"
Na te słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.
Do:Lukey
"...to do zobaczenia ;*"
Od:Lukey
"Szybciej niż myślisz"
Do:Lukey
"Sugerujesz coś?"
Od:Lukey
"Eeee nie(?)"
Do:Lukey
"Masz się nie zrywać z lekcji!"
Minęło jakieś 5min i nadal brak odpowiedzi.
Do:Lukey
"Zrozumiałeś?"
10min
Do:Lukey
"Czemu mi nie odpisujesz?"
20min
Do:Lukey
"Luke, odezwij się."
Co ten chłopak może robić?
Minęło jeszcze jakieś 5minut i usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to może być o tej porze? Leniwie zwlekłam się z łóżka i powolnym krokiem zeszłam na duł. Ktoś natarczywie przyciskał dzwonek co przyznam było denerwujące.
-Już idę!
Przekręciłam klamkę i usłyszałam nieśmiałe "hej".



Tak strasznie was przepraszam! Już się tłumaczę.
To tak. Nie dodawałam nic bo dopadła mnie tak zwana "bariera pisarska" już objaśniam. Miałam całkowita pustkę w głowie. Niby układałam jakiś tam scenariusz i nagle stawałam na jednej scenie i coś jakby mnie "trzymało" ,nie pozwoliło się "ruszyć" dalej. Nienawidzę czegoś takiego. 
A pozatym to ten rozdział miał być całkowicie inny. Ale wyszło jak wyszło. Przepraszam.
I mam prośbę. Chciałabym dowiedzieć się czy ktoś to jeszcze czyta i czy jest wogóle dalszy sens tego pisania. Proszę aby jak najwięcej osób zostawiło pod tym rozdziałem ślad po sobie. 
To chyba koniec mojego bezsensownego monologu mam nadzieję, że ktoś go wogóle przeczytał ;D

środa, 14 października 2015

16

To co usłyszałam całkowicie mijało się z tym, czego się spodziewałam.
Luke prawdopodobnie zabił człowieka. Nie sam...z Jai'em.
Siedziałam przetrawiając jego słowa. Powoli. Wstałam i poszłam z powrotem na kanapę. Chłopak za mną.
-Rose...powiedz coś. Proszę.-mówił błagalnie ze łzami. Chwycił moją rękę, ale ją zabrałam.
-Dlaczego?-wyszeptałam.
-Już ci mówiłem, że to był wypadek. Byłem lekko pod wpływem alkoholu i...i, i wtedy on z nikąd pojawił się na jezdni. Nie mam prawo jazdy i nie jestem mistrzem kierownicy. A siadać za nią po pijaku to była głupota. Zacząłem się kłócić z Jai'em i się trochę szarpaliśmy...to wszystko wydarzyło się tak szybko.
-A co z Patrickiem? Dlaczego nie odejdziesz?
-Bo on...ma dowody. Był tam wtedy. Uwierz, że gdyby to się nie zadziało nie handlowałbym teraz narkotykami.
To za dużo jak dla mnie. Muszę to przemyśleć.
-Kocham cię, wiesz? Powiedz, że to nie jest koniec. Błagam cię. Przepraszam, tak bardzo przepraszam.-przytulił mnie. Tego mi wtedy było trzeba. Wtuliłam się w niego. -Powiedz - szepnął.
-Ja muszę pomyśleć. Proszę cię o trochę czasu.
-Ile? Godzinę? Dwie, trzy?
-Dzień?
-Tak długo?
-Luke. To nie jest to samo co powiedzieć, że nie zjadłam obiadu. Obiecuję, że jutro dam ci znać. Czy teraz możesz wyjść? - popatrzył się chwilę na mnie. On się bał. Ale czego? Tego, że go zostawię?
-Dobrze.
Zostałam sama. Nagle do moich oczu zaczęły wzbierać łzy. I co ja mam robić?

Luke Pov 
Wróciłem do domu. Jai siedział na kanapie i grał w fife.
-Powiedziałem jej.
-Co?-zapytał z buzią pełną jakiegoś żarcia i odwrócił się do mnie.
-Wszystko.
-Kurwa.-zostawił pada i podszedł. A mi było słabo. Ja byłem w tym momencie słaby. Cały czas zastanawiałem się co będzie jeśli ode mnie odejdzie.-I jak?
-Kurwa srak Jai! Nie wiem! Powiedziała, że musi pomyśleć.
-To naturalne. A jak nas wyda?-nie pomyślałem o tym.
-Nie wiem. Myślę, że nie. Wystraszyła się.
-A ty byś się nie wystraszył?
-Nie chcę, żeby się mnie bała. Rozumiesz?
-Jesteście jeszcze razem?
-Nie wiem. Jutro da mi znać.
-Dobra. Grasz?-kiwnął na konsolę. -Wyluzujesz się.
-Z tobą? Z tobą nie da się wyluzować. Zara jak przegrywasz to jesteś w chuj zły.
-Grasz czy nie?
-Nooo gram.

sobota, 26 września 2015

15

Rose POV
-Myślisz, że jakoś to będzie?
-Ale co?
-No...,my.-uniosłam głowę z ramienia chłopaka i zobaczyłam te cholerne brązowe oczy wpatrujące się we mnie.
-Co to za niemądre pytanie? Oczywiście, że tak. Czemu o tym myślisz?-wzruszyłam ramionami-Wy dziewczyny.-schylił się, żeby pocałować mnie w czoło. Wtedy usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Luke wyjął go z kieszeni bluzy.
Zmarszczył brwi gdy zobaczył kto dzwoni. "Patrick".
-Zaraz wracam.-wstał z ławki i odszedł kawałek. Odwrócił się upewniając, że jest wystarczająco daleko. Dlaczego? Czy tak bardzo nie chciał żebym słyszała?
Cały czas bacznie go obserwowałam. Cóż...nie wyglądało to na zwykłą rozmowę z kumplem.
Widocznie zdenerwowany wrócił do mnie, ale nie usiadł. Był jakby nieobecny, zamyślony.
-Coś się stało? - spytałam cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie dostałam odpowiedzi, ten tylko zaczął przyglądać mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Był zły? Zmartwiony? Smutny? Sama nie wiem. Najlepiej miks tego.
-Luke, czy coś się stało?-wstałam i złapałam go za ramię. Nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec, że jest spięty.
-Wracajmy.
- Co?
-To co słyszałaś! Nie mam ochoty już tu siedzieć!-odsunął się tym samym zwalając moją rękę.-Wracajmy.-warknął. O co chodzi, co takiego powiedział mu tamten przez telefon?-Przepraszam.-przeczesał palcami włosy.-Chodź, muszę wracać, a chcę cię jeszcze odprowadzić do domu.
-W porządku, możesz iść. Znam drogę. - wyminęłam go.
-O co ci chodzi?!
-Mi? O co kurwa tobie chodzi?! To nie ja wyżywam się na kimś bo ktoś mnie wkurzył!
-Przeprosiłem.-Ugh.
-Luke, albo mi powiesz o co chodzi, albo możesz sobie iść.
-Brak innych wyjść?
-Masz dwa możliwe.
-W takim razie...-wahał się. Widziałam to. Wahał się.-Nie mogę. Nie teraz.-odwrócił się na pięcie i prawie biegiem odszedł.  Stałam tam jak idiotka patrząc jak znika mi z oczu. O nie mój drogi, tak to my się nie będziemy bawić.

***

Zła wróciłam do domu. Która jest godzina?  Już po piętnastej. Hmm prócz ostatniego wydarzenia to mogę uznać te popołudnie za udane. Jezu nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na placu zabaw. 
Zamówię sobie pizzę i poczytam książkę. 

***

Powoli otworzyłam oczy. Przysnęłam? Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Nigdy nie usnęłam czytając książkę.  Właśnie, gdzie książka? I czemu jestem przykryta kocem? I czemu słyszę dźwięk tostera z kuchni?
Rodzice? Nie, to niemożliwe , przecież mieli wrócić dopiero koło dwudziestej trzeciej. Odruchowo zerkłam na zegarek. Dwanaście po dziewiętnastej.
A więc kto?  Włamywacz?  Tak i robi se tosty...
Wstałam z kanapy i cicho zmierzałam w stronę kuchni. Będąc bliżej usłyszałam nucenie. Nucenie?
Kolejny krok i podłoga zaskrzypiała. Skucha! Nucenie ustało, a moje serce biło pare razy szybciej. Słyszałam kroki. Boże zaraz zemdleję.
W korytarzu pojawiła się dobrze znana mi sylwetka. Odetchnęłam z ulgą.
-To tylko ty baranie. Wystraszyłeś mnie.-wzruszył ramionami.
-Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Drzwi tarasowe były otwarte. Zamykasz je kiedyś?
-Zostawiłam gdzieś telefon.

-Tosta?-zapytał wchodząc za mną do kuchni.
-Nie, dzięki. Nie jestem głodna.-oparłam się pupą o blat.-Chcesz pogadać?
-Nie, a ty chcesz?
-Owszem. I dobrze wiesz o czym.
-Proszę daj spokój. - powiedział to tak szybko, że niemal nie zrozumiale.
- Nie dam. Jeśli chcesz być szczery...
-Jeśli chcę być szczery to powiem , ale nie teraz.
-A kiedy?! Kiedy jeszcze raz na mnie nawrzeszczysz bo ktoś?-zbliżyłam się i ujęłam jego twarz w dłonie tak, że stykaliśmy się czołami.
-Nie chciałem.-wyszeptał, a mi zrobiło się go żal kiedy zobaczyłam, że na prawdę żałuje.
-Wiem Luke, wiem.-wyglądał jakby walczył ze swoimi myślami.
-Dobrze...usiądź.


Mam wrażenie, że rozdziały są coraz bardziej nudniejsze :/ przepraszam Was strasznie za to, ale muszę pisać je sama. Moja współpisarka (?), nie ma czasu przez szkołę i nie tyle co trudną, ale dziwną syt w domu.
Za wszystkie błędy również przepraszam
XX