Czasami zerkałam kątem oka co robi. Co robi? Przepraszam pomyliłam się. Powinnam zapytać czy wogóle coś robi oprócz gapienia się na mnie, oddychania i mrugania.
-Na następnej lekcji będziecie w parach analizować DNA różnych zwierząt. Do domu nic wam nie zadaję. Miłego dnia-skończył swój monolog i zadzwonił dzwonek.
Wyszłam z klasy i natychmiast sprawdziłam swój plan.
-Od razu mówię, że nie jestem dobry z biologii.-podskoczyłam kiedy usłyszałam głos Luke'a.
-Boże nie strasz mnie więcej.
-Po co tak oficjalnie? Mów mi Luke.-głupio się przy tym zaśmiał. Tak, tak śmiej się. Zobaczymy kiedy to ty prawie zejdziesz na zawał.
-Nie martw się. U mnie z biologią jest akurat ok.
-To dobrze. Może będą piąteczki.-potarł swoje ręce.
-Może Brooks.-zatrzymał się ale ja nie zwróciłam na to większej uwagi i szłam dalej.
-Nie mów tak do mnie.-odwróciła się by coś powiedzieć, jednak zniknął. Dziwne. Kto obraża się za to, że mówi się do niego po nazwisku? Bez komentarza.
***
Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w stronę autobusu. Był prawie pusty, więc zajęłam miejsce z przodu. Zabawne jest to, że rano wszyscy pchają się do tyłu, a kiedy wracamy już do domu cały przód jest zajęty.
Ja zawsze staram się siadać z przodu. Po co mam się potem przepychać przez innych ludzi?
-Przesuń się.-koło mnie pojawił się niespodziewanie Luke. Wykonałam polecenie i usiadłam przy oknie.
-Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
-Ja? Dlaczego? Bo powiedziałaś do mnie Brooks?-wybuchł śmiechem. Zdenerwował mnie tym lekko, a w moim głosie pojawiła sie nutka pogardy.
-I nagle zniknąłeś? Tak.
-Musiałem coś szybko załatwić.-w tym momencie cały dobry humor zniknął z jego twarzy. Nawet mnie to trochę zmartwiło.
-Luke, coś się stało?
-To nie jest twoja sprawa.-najwidoczniej nie zamierzał wciskać mi kitu, że jest wszystko okey. W pewien sposób byłam mu za to wdzięczna.
-No przepraszam jeśli wydaję ci się wścibska, ale ja tylko chciałam...
-Nie chciej.-gwałtownie mi przerwał i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam smutek i troskę., nie złość i gniew.-Po prostu nie chciej.-wyjął telefon z kieszeni i zaczął na nim grać. Uniosłam ręce ku górze i przewróciłam oczami. Nie zamierzałam teraz dalej drążyć tego tematu. No ba, przecież my się prawie nie znamy, więc nie powinno interesować mnie jego życie, jego problemy. Jednak moja świadomość...może nie tyle co świadomość tylko ciekawość nie pozwalała mi tak tego zostawić.
Nie rozmawialiśmy już całą drogę, aż do przystanku. wysiadłam i zaczęłam iść w swoją stronę.
-Rose, poczekaj.
-Czego chcesz?
-Odprowadzić cię. A z resztą też idę w tę stronę.-przewróciłam oczami na samą myśl, że będziemy iść razem tak całą drogę, a ja nawet nie będę mogła się o nic zapytać. No cóż Rose, chyba musisz dręczyć się dalej.
-A wiesz, że mamy jutro razem w-f?
-No i co z tego?
-No nic. Tak tylko mówię.
-Sugerujesz coś?-lekko przymrużyłam oczy
-Nie wiem jak ty, ale ja lubię popatrzeć na ładne dziewczyny w prześwitujących bluzkach i przykrótkich spodenkach.
-Jesteś zboczony-zaśmialiśmy się oboje.-Ej czy ty właśnie powiedziałeś...-dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi mu o mnie.
-Yhym.
-Jesteś tym bardziej zboczony. Chyba nie będę ćwiczyć-założyłam ręce na piersiach.
***
-Ja tu.-głową wskazałam na budynek
-Ładny dom.
-Dzięki i...pa.-ruszyłam w stronę drzwi
-Narazie Rose. I proszę, choćby nie wiem jak bardzo cię korciło, nie mieszaj się w moje sprawy.
Stałam tam jak wryta i patrzałam jak odchodzi. Skoro tak powiedział to to musi być naprawdę ważne, a mi teraz tym bardziej nie da to spokoju. Dzięęęęki Luke.
Weszłam do domu. Rzuciłam szybkie "Cześć mamo, cześć tato" i schodami wbiegłam do swojego pokoju. Tam przebrałam się w bardziej wygodne ciuchy, tak ciuchy nie ubrania. Kiedyś nauczycielka mówiła nam, że ciuchy to są takie zmientolone i zniszczone ubrania, i że mamy nie mylić pojęcia "ubrania" z "ciuchami". Ale żebym nie wyszła na jakąś fleję, moje ciuchy nie są aż tak zniszczone. Wyglądają hmm...normalnie.
Zeszłam na obiad. Moi rodzice siedzieli przy stole.
-Jak pięknie pachnie.-powiedziałam przysuwając krzesło.
-To twój ulubiony.
-Dziękuje-powiedziałam kiedy mama postawiła przede mną talerz z zupą pomidorową.
-Co to był za chłopak?
-To? Kolega.
-Kolega?
-Tak tato, kolega. Luke
-A jak tam pierwszy dzień w szkole kochanie?-głos zabrała mama.
-Dobrze, nic ciekawego się nie wydarzyło.
-Cieszę się.
-Na drugi raz zaproś tego kolegę do nas.
-Tato.
-Henry.
-No przecież żartowałem.-przewróciłam oczami i kiedy skończyłam jeść wyszłam z kuchni.
***
Zamknęłam swoją szafkę i mało co nie padłam na zawał.
-Luke, błagam nie strasz mnie.
-Co masz teraz?
-Em chemię, a co?
-A potem?
-Fizykę.
-A po fizyce?
-Historię. Do czego zmierzasz?
-Sprawdzałem czy znasz swój plan.
-Jesteś głupi.
-Luke!-usłyszałam czyjś głos więc odwróciłam się. Zobaczyłam Lan idącą za rękę z...tak, to na pewno musi być jego brat. I to jeszcze bliźniak.
-Co chcesz?
-Dzisiaj po lekcjach. -Luke spojrzał w górę i ciężko westchnął.
-Cześć Rose.-spotkałam się z uroczym spojrzeniem Layany.
-Hej Lan.
-Może nas sobie przedstawisz?
-Rose to Jai, Jai to Rose.
-Miło mi-brunet uśmiechnął się sympatycznie.
-Mnie również.-uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Czy ona...?
-Nie.-odpowiedział bratu przez zęby. Ktoś mi powie o co chodzi?
-Jai chodźmy już.-Lan ciągnęła go za rękę, gdy ten wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Luke'iem.
-Już idę. Do zobaczenia Rose.
-Cześć.
Spojrzałam na Luke'a.
-O co mu chodziło?
-Nie wiem. Ej dobra ja muszę już lecieć. Narazie Rose.
-Pa Luke.
Spojrzałam na Luke'a.
-O co mu chodziło?
-Nie wiem. Ej dobra ja muszę już lecieć. Narazie Rose.
-Pa Luke.
***
Na w-f graliśmy w kosza. Nienawidzę tej gry...
Na sali oprócz nas ćwiczyli też chłopaki, czyli jak trudno się domyśleć był tam i Luke, na którego co chwilę spoglądałam. A co śmieszniejsze prawie za każdym razem spotykałam się z jego wzrokiem.
I nagle...bam, leżę na ziemi. Przed oczami pojawiły mi się czarne mroczki i odruchowo złapałam się za nos, który potwornie bolał. Poczułam coś mokrego na rękach i ustach.
-Rose, nic ci nie jest?-usłyszałam jego głos i pomógł mi wstać. Czarne plamki zaczęły powoli znikać, a ja zobaczyłam wokół siebie całkiem spory tłum. Spojrzałam w dół i się trochę wystraszyłam, kiedy ujrzałam, że moje ręce pokrywa krew.
-Co się stało?
-Dostałaś piłką. Przepraszam to moja wina-odezwała się jedna z dziewczyn. Wtedy na salę weszła nauczycielka.
-Boże drogi! Co tu się stało?
-Ja wszystko potem pani wytłumaczę.
-Dobrze Emily. Rose nic ci nie jest? Niech ktoś szybko pójdzie z nią do higienistki.
-To ja mogę.
-Dobrze Luke, tylko ją mocno trzymaj. Reszta ćwiczcie dalej!
ten rozdział też jest the best. Życzę weny do dalszego pisania. :)
OdpowiedzUsuń