piątek, 24 lipca 2015

11

-Boże jak bolą mnie nogi.-rzuciłam się na łóżko.
-Nie było tak źle.
-Nie mówię, że było źle. Tylko, że bolą mnie nogi.-szybko skwitowałam przyjaciółkę- Aha będziesz szła ze mną na ognisko?
-Kolejne ognisko?
-No...nie do końca takie ognisko. Bardziej spotkanie. Będę ja, Luke, Lan, Jai i chciałabym żebyś ty też była. Możesz zabrać Josha...
-O której?
-Za godzinę czyli o 21:00.
-No dobra, mogę iść.
-To super.-wyszczerzyłam się.

***

Od około godziny siedzieliśmy wokół ognia popijając przy tym piwo. Nie mam pojęcia skąd chłopaki wzięli alkohol, ale najbardziej prawdopodobne jest to, że zakupili go wcześniej i po prostu schowali do walizek.

Lan, Emi i Josh złapali dobry kontakt. Co chwilę a to się śmieją, a to robią sobie selfie. 
Oczywiście, że pytali się mnie czy też nie chcę zdjęcia, ale ja odmawiałam i mówiłam, że nie lubię robić sobie zdjęć. 
Jai poszedł poszukać drewna. W sumie to miał nie iść i strzelić focha, bo nikt nie chciał mu towarzyszyć, ale przekonały go słowa, że jak nie będzie ogniska to nie będzie "imprezy".
A Luke jak to Luke, żyje w swoim świecie z telefonem w ręku, albo co chwilę zerka na mnie. I muszę przyznać, że już mnie to trochę frustruje.
-Możesz przestać?
-A co ja takiego robię?
-Dobrze wiesz co i proszę przestań.
-Okey już nie będę. Nie rozumiem czemu jesteś zła.-schował urządzenie do kieszeni.
-Nie jestem.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Przejdziemy się?-spojrzałam na niego-No co? I tak oboje siedzimy.-co mi szkodzi.
-Chodźmy.
-W końcu się uśmiechnęłaś.

Odeszliśmy kawałek. Reszta nawet tego nie zauważyła.
-Pogadamy?-zaskoczył mnie tym.
-O czym chcesz rozmawiać?
-O tobie, w sumie o nas.
-O nas?-przytaknął-Okeyyy...to mów.
-Wiesz...trochę nie wiem jak zacząć.-podrapał się po karku-Od pewnego czasu od kiedy chodzisz do naszej szkoły, ja. Ja... Coś się zmieniło. Poczułem coś czego naprawdę dawno nie czułem.-o nie czy on próbuje wyznać mi miłość?
-Luke...
-Poczekaj, jeszcze nie skończyłem.-lekko się uśmiechnął-Pewnie domyślasz się co chcę ci powiedzieć, ale chcę żeby te słowa wyszły z moich ust. Rose, ja myślę, że...że się w tobie zakochałem.
Na chwilę przestałam oddychać. Oczy otworzyły mi się najszerzej jak to możliwe. Nasz kontakt wzrokowy się nie urywał. On widząc moją reakcję złapał za moje ręce i lekko uniósł do góry.
-Odpowiedz mi coś.
-Ale, ale ja nie wiem co.
-Cokolwiek. Wiem, że ty też coś do mnie czujesz i się tego nie wypieraj.
-Nie wypieram się.-na jego twarz wkroczył szeroki uśmiech.-Ale ja nie chcę się i ciebie zawieść. Co będzie jeśli nam się nie uda?
-Przestań myśleć przyszłością. Żyj tym co się dzieje teraz. A może właśnie nam się uda? Może będziemy jedną z tych idealnych par? Posłuchaj serca Rose. One podpowiada ci dobrze. Podpowiada ci tak jak ja bym chciał. Może to egoistyczne, ale...
-Ciii...-przyłożyłam mu palec do ust i się uśmiechnęłam.-Jesteś moim  pierwszym chłopakiem, proszę nie schrzań tego.-stał przez pare sekund w ciszy, jakby moje słowa jeszcze do niego nie dotarły.
-To znaczy, że-pokiwałam głową.
-A teraz już wracajmy.-ruszyłam, ale nie było dane iść mi dalej. Brooks złapał moją dłoń i przyciągnął do klatki piersiowej. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić wbił się w moje usta. Nie myśląc długo odwzajemniłam jego ruchy. Był to tak czuły i namiętny pocałunek, że ugięły się pode mną nogi.
-Obiecuję tego nie schrzanić.-powiedział w przerwie na oddech.







Nie wspominałam o tym wcześniej i nie wiem po co teraz o tym wspominam...ale chciałam powiedzieć ze ff jest pisany przez dwie osoby. Nie wiem jak Wy ale mi podoba się ta współpraca ;)
Przepraszam za błędy
XX




Lukey...




...po mojemu :)

środa, 15 lipca 2015

10

Zastanawiałam się gdzie jest Emily. Luke poszedł już jakieś dziesięć minut temu, a jej jeszcze nie ma. Hmm...może jest u swojego chłopaka...a no właśnie! Niech tylko wróci.

Po pokoju rozchodził się charakterystyczny odgłos. Mój brzuch domagał się jedzenia. Nie widzę w tym  nic dziwnego, wprawdzie od wczoraj nic nie jadłam.
-Rose otwórz mi.
Podniosłam się z łóżka i nie odrywając wzroku od ekranu ruszyłam do drzwi.
-Nie mogłaś sama sobie...u jedzonko!-na sem ten widok i zapach aż się uśmiechnęłam.
-Nie byłyśmy na śniadaniu i pomyślałam, że może jesteś głodna.
-Może? Dawaj to.-odebrałam,a właściwie to wyrwałam z jej rąk jedną tacę. Dzisiaj moim śniadaniem są trzy kromki chleba z masłem i serem, i do tego kompot z jeśli się nie mylę porzeczek.
Nie przepadam za tymi owocami ale jestem zbyt głodna żeby się tym przejmować.
-Pomału bo się zakrztusisz.
-Jestem głodna.
-Ja też ale bez przesady. Emm...mogę cię o coś spytać.
-No jasne.
-O co chodzi z Luke'iem? Wiesz mam na myśli dzisiejszy incydent.
-On...eee...on po prostu chciał pogadać.
-I dlatego nie chciałaś wyjść z kibla?
-Oj no, no dobra. Przyszedł przeprosić. Trochę się pokłóciliśmy na imprezie i tyle. Lepiej ty mów dlaczego nie powiedziałaś wcześniej mi o tym Joshu?
-A o Joshu?-złapała lekkiego buraka.-Jakoś nie było okazji. A tak w ogóle to jesteśmy razem od trzech dni i pomyślałam, że jest za wcześnie żeby komuś się chwalić.
-Żartujesz?! Jak się poznaliście?


***

-Super,że kajaki są dwuosobowe.-entuzjazm mojej przyjaciółki udzielał się aż zanadto. Ale w sumie to ją rozumiałam. Sama byłam podekscytowana.
-Dobra słuchać mnie! Będziemy płynąć odtąd do tamtej małej chatki. Jeśli się odwrócicie to widać ja stąd. Tam obok zostawimy kajaki i kilometrową ścieżką przez las pójdziemy do miejsca gdzie zrobimy ognisko. Najlepiej jak byście nie odłączali się od grupy. Jakieś pytania? Wspaniale. Sprawdźcie czy dobrze zapieliście swoje kamizelki i ruszamy.

Przy ruchach moim i Emi płynęłyśmy jako ostatnie i najgłośniejsze. Śmiałyśmy się prawie ze wszystkiego. Za każdym mocniejszym przechyleniem kajaka panikowałyśmy.
-Nie bardzo ogarniam te wiosła.
-Płyń i nie marudź.
-Cześć dziewczyny. 
-O hej Jai. Hej Lan.
-Hejka.
-Myślałam, że my jesteśmy ostatnie.-spojrzałam na rozbawioną przyjaciółkę.
-Zaraz będziecie. Możemy się ścigać.
-Nie miśku. Płyniemy spokojnie. Wiesz, że nie umiem pływać.-zaczęła protestować Lan. Prawdę mówiąc to ja też nie mam ochoty na wyścigi.
-Okey niech będzie, ale i tak trochę przyspieszamy. Narazie wam.


***

-Ej wiesz może gdzie jesteśmy?
-Nie bardzo ale na pewno się nie zgubiłyśmy.-próbowałam trochę uspokoić przyjaciółkę-Mieliśmy trzymać się w grupie a sami nas zostawili. Ale mi to opiekunowie...
-Poczekaj. Tam jest ta chatka. To okey. Ścieżki żadnej nie widzę.
-Tu jest. Chodź. Twój kochanek też będzie?
-Nie on ma teraz jakieś zawody czy coś. Tak jak twój kochanek.-powiedziała z naciskiem na dwa ostatnie słowa.
-On nie jest moim chłopakiem. My się tylko lubimy.
-Oj niech ci będzie. Słyszałaś to?!
-Co?
-Jestem pewna, że coś słyszałam.
-Na pewno ci się wydawało. Chodź.
-Ja się boję.
-To weź pod uwagę, że im szybciej będziemy szły tym szybciej zobaczymy cywilizację.-te słowa do niej przemówiły bo ledwo co mogłam ją dogonić.


***

Siedząc o zmroku przy ognisku jedna myśl nie dawała mi spokoju. Od przyjazdu tu ani razu nie widziałam Sarah. Wydawało mi się to nieuniknione a tu proszę. 
Jednak nie tylko to chodziło mi po głowie. Cały dzień myślałam o nim. Byłam ciekawa co robi, z kim i czy nic mu nie jest.  A najważniejsze czy też o mnie myśli.




Nie sprawdzałam
XX


piątek, 10 lipca 2015

9

Obudziła mnie krzątająca się po pokoju Emi.
-Co jest?
-O już nie śpisz? Wybacz jeśli to z mojej winy. Po prostu czegoś...czegoś szukam.
-No to akurat widzę.-usiadłam po turecku owinięta kołdrą-Wszędzie leżą jakieś ciuchy. Powiedz mi co konkretnie to może ci pomogę.
-Takiej mojej niebieskiej koszuli. W kratę.
-Aha i uznałaś, że będzie w moich rzeczach?-spojrzała na moją rozbawioną twarz.-Żartowałam  chcesz to se szukaj, nie wiem gdzie jest.
-No dzięki.
-Która w ogóle godzina?
-Po 12.
-Co?! A dokładniej?
-A dokładniej to 12:08.
-Czemu wcześniej mnie nie obudziłaś?!-wstałam i w pośpiesznym tempie zaczęłam składać swoje łóżko.
-A po co? Ahaaa ty myślisz, że zajęcia są jak zwykle-wybuchła śmiechem.
-Nie rozumiem co cię tak bawi.
-To sklerotyku, że dzisiaj zaczynamy od czternastej.
-Jak to?
-Widać, że nie czytałaś planu zajęć. Ze względu na wczorajszą imprezę. Wiesz, kac, ból głowy i tak dalej.-usiadłam na skraju łóżka i głośno odetchnęłam.
-Dobra idę się ogarnąć.


***

Ubrałam białą tunikę i czarne krótkie spodenki. Na stopy wsunęłam zwykłe białe trampki. Włosy związałam w koka. 
Strój musiał być wygodny, gdyż idziemy dzisiaj na kajaki. Nie mogę się już doczekać. I mam nadzieję, że Luke dostał nieco inny plan zajęć niż my. Nie chciałabym go spotkać. Łatwo się domyśleć czemu ale też dlatego, że nie wiedziałabym jak się zachować. 
Kiedy umyłam zęby i twarz wyszłam z łazienki. Emily szła otworzyć drzwi. Zatkało mnie kiedy zobaczyłam kto przyszedł. Natychmiast zawróciłam. Moja podświadomość mówiła "Tylko nie Luke".
-Rose poczekaj!-szarpał za klamkę na szczęście zdążyłam zatrzasnąć zamek.-Proszę otwórz. Proszę.
-Czy ja o czymś nie wiem?-nie powiedziałam nic przyjaciółce. Było mi głupio, a nawet wstyd.
-Możesz nas na chwilę zostawić?
-No... spoko nie ma sprawy.
-Emi nie idź nigdzie! Nie wychodź!-usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. No nie. Dlaczego mi to zrobiła.
-Proszę wyjdź z tej łazienki. Musimy pogadać. 
-Nie musimy.
-Wiesz, że tak. 
-Skoro musisz, to proszę mów.
-Nie będę gadał do drzwi.
-To nie. Ja się stąd nie ruszę.
-A później?
-Nie wiem.-chwila ciszy. Podejrzewam, że coś obmyślał.
-Okey to przyjdę później. Do zobaczenia.-słyszałam kroki i powtórne trzaśnięcie.
Powoli otworzyłam drzwi. Wychyliłam głowę i mogę stwierdzić, że pokój wydawał się pusty. 
Z ulgą ruszyłam w stronę stolika nocnego po telefon.
-Wiedziałem, że wyjdziesz.-gwałtownie odwróciłam się w stronę szafy. Nie pomyślałam, że może się za nią schować...
-Czego chcesz ode mnie?
-Tylko porozmawiać.
-Ale stój tam gdzie stoisz.
-W porządku. 
-O czym chciałeś rozmawiać?-obracałam w rękach telefon. Nie patrzałam na niego.
-Ja wiem, że ty wiesz. I wiem również co wydarzyło się wczoraj.
-Niby skąd? Pamiętasz coś w ogóle?-prychnęłam 
-Tylko do chwili kiedy poszedłem z moim bratem. Ale wszystko co zdarzyło się wcześniej to tak. I nigdy tego nie zapomnę. Co było potem powiedział mi kolega. Skojarzył fakty. 
Pierw zobaczył wybiegającą z lasu zapłakaną ciebie. Później obolałego mnie. Do teraz mnie boli-zaśmiał się.-Ale wiem, że zasłużyłem sobie. Przeprosiny to tylko przeprosiny ale jeśli zrobiłem ci jakąkolwiek  krzywdę to naprawdę strasznie cię przepraszam... Rose proszę spójrz na mnie.-nie miałam na to ochoty jednak muszę coś powiedzieć. Podniosłam wzrok na zatroskaną twarz Luke'a.
Mimowolnie w moim oku pojawiła się łza.
-Nic mi nie zrobiłeś.
-Uff nawet nie wiesz jak mi ulżyło.-podszedł bliżej aby mnie przytulić. Zatrzymałam go ręką. Spojrzał pierw na nią potem na mnie.-Nie bój się mnie. Nic nie brałem ani nic nie piłem. Nie zrobiłbym ci czegoś takiego ze zdrowym umysłem.-odtrącił moją dłoń i mocno przytulił. Już nie protestowałam. 
-Takiego Luke'a polubiłam.-odwzajemniłam jego uścisk.
-Tylko mnie lubisz?
-Nie zaczynaj.-słyszałam jak się śmieje na co ja też się uśmiechnęłam.



Jeśli chodzi o długość rozdziału to jest taka sobie, ale wiem, że pojawiały się też krótsze rozdziały.
I jak zwykle przepraszam za błędy. Sprawdzałam ale mogłam coś przeoczyć.
Mam nadzieję, że dobrze spędzacie wakacje. Ja do tej pory byłam tylko nad jeziorem...
XX

niedziela, 5 lipca 2015

8

-Jest mi zimno, idę do środka. Idziesz też?-zapytała gasząc chyba piątego papierosa.
-Ja tu zostanę. Uwielbiam patrzeć nocą na gwiazdy.-spojrzała na niebo.
-Tak...rzeczywiście, są piękne. Ale to nie zmienia faktu, że marznę. Jakby co to najprawdopodobniej będę przy barze.-skinęłam głową.

Obeszłam dookoła budynek. Za nim znajdowała się wąska wydeptana ścieżka. Co mi szkodzi.
Kroczyłam przed siebie. Co chwilę słyszałam jakieś szumy gdzieś w krzakach, na drzewach i w trawie. Wiem, że każda inna dziewczyna by zawróciła, ale ja od dziecka lubiłam kontakty z przyrodą. Poza tym jestem szybka,więc w razie potrzeby ucieknę przed jakimś agresywnym zwierzęciem.
Trafiłam na jakieś jeziorko, a w zasadzie był to dość duży staw. Widok, jaki znajdował się teraz przede mną zapierał dech w piersiach. Od tafli wody odbijał się piękny księżyc i gwiazdy. Słychać było szum wiatru i świerszcze. Żadnych trzcin, ani wodnych roślin, które mogłyby zakryć staw.
Na prawo ode mnie leżało przewrócone drzewo. Weszłam na nie. Starałam się utrzymać równowagę, co na takich butach było naprawdę ciężkie.
Usiadłam na końcu pnia. Moje nogi prawie dotykały wody.

***

Nie wiem ile czasu tu spędziłam, ale uznałam, że pora wracać. Dzięki mojej "niezawodnej pamięci" prawie się zgubiłam. Na szczęście do moich uszu dobiegła dudniąca muzyka. Odnalazłam ścieżkę i kiedy miałam już wracać nią na imprezę usłyszałam głos.
-Gdzie byłaś?
-Luke?-opierał się o jedno z drzew.-Śledziłeś mnie?
-A jeśli tak to co?-zaczął się zbliżać. Gdy był już wystarczająco blisko w świetle dawanym przez Księżyc i wyświetlacz mojego telefonu dostrzegłam jego czarne oczy. Nie były słodkie brązowe. Zdawałam sobie sprawę, że to pewnie przez ten chłam co brali.
-Cofnij się.-nie zwalniał ani nie zatrzymywał się. Muszę przyznać, że się go przestraszyłam. 
Zamiast jego, cofałam się ja. Ale ile można, w końcu trzeba na coś wpaść. W moim przypadku było to drzewo, których tu nie brakuje...
-Nie słyszałeś? Odejdź. Odejdź bo będę krzyczeć.-zatrzymał się jakieś 10-15 centymetrów przede mną. Mój oddech stał się szybszy. Tak, bałam się.
-Możesz sobie krzyczeć i tak cię tu nikt nie usłyszy.-przywarł do mnie swoim ciałem i zaczął całować. Pierw po szyi potem próbował trafić w moje usta. Uniemożliwiałam mu to kręcąc głową.
-Przestań słyszysz! Każę ci natychmiast przestać.-jak najbardziej chciałam odepchnąć go od siebie. Nie pozwalał na to. Co tu dużo mówić, chłopak zawsze będzie silniejszy od dziewczyny. 
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie odpuszczał.  Poczułam jak coś zaczyna napierać na moje podbrzusze. O nie, nie, nie. Tylko nie to. Rozumiem niech se całuje, ale tylko nie to
-Nie wierć się!
-Błagam cię przestań. Dlaczego mi to robisz.-nie można już powiedzieć, że płakałam. Zaczęłam ryczeć. Mimo to i tak "walczyłam". 
Złapał moją głowę tak mocno, że nie mogłam już nią ruszać. Nie czekając złączył nasze usta. 
Nie było to przyjemne. 
W tamtej chwili przypomniał mi się najsłabszy punkt chłopaka. Nie zastanawiała się czy trafię. Po prostu z całej siły uderzyłam go kolanem. Jęknął z bólu i upadł na kolana. Klął głośno trzymając się za intymne miejsce. Nie zważając na nic wyminęłam go i zaczęłam uciekać. Przez łzy widziałam same zamazaje lecz mimo to nie zatrzymywałam się. 
Ominęłam grupki ludzi, kilkanaście domków i"stodołę". Biegłam prosto do swojej chatki. Nie chcę tam wracać.  
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i wbiegłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i usiadłam. Schowałam głowę w kolanach i szlochałam.


Rozdział krótki wiem. Pisałam go nie mając weny więc jest taki byle jaki.
Ale!
Obiecałam, że pojawi się jeszcze w tym tygodniu tak więc jest.
Przepraszam za wszystkie błędy
XX