wtorek, 8 grudnia 2015

17

Dzień następny
Teraz powinnam być w szkole a zamiast tego leżę w łóżku. Wmówiłam rodzicielce, że źle się czuję i pozwoliła zostać mi w domu. No chociaż może jest w tym troche prawdy. Bo moje samopoczucie nie ma się najlepiej. Wczoraj dużo myślałam o tym co powiedział mi Luke. To wydarzyło się dawno jednak ma swoje skutki w teraźniejszości. Pewnie powinnam iść z tym na policję, ale jakoś nie mogłam. Nie chciałam aby trafił do wiezienia. Z resztą Jai też. Obaj w tym siedzą. Może to dziwne, ale ten cały Patrick był dla nich tak jakby sędzią. On zdecydował o ich "karze". Przecież mógł na nich donieść a tego nie zrobił. Cóż najwidoczniej tamta sytuacja była mu na rękę. Mam po prostu nadzieję, że niedługo da chłopakom spokój.
Dzisiaj prawdopodobnie spotkam się z Luke'iem. Denerwuję się przed tą rozmową chociaż wiem, że nie mam czego. Jeśli mu tak zależy na nas to on powinien się denerwować, hmm pewnie i tak jest.
Od:Lukey
"Czemu nie ma cię w szkole? :("
Do:Lukey
"Źle się czuję. Wpadnij później."
Od:Lukey
"I tak bym to zrobił ;)"
Na te słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.
Do:Lukey
"...to do zobaczenia ;*"
Od:Lukey
"Szybciej niż myślisz"
Do:Lukey
"Sugerujesz coś?"
Od:Lukey
"Eeee nie(?)"
Do:Lukey
"Masz się nie zrywać z lekcji!"
Minęło jakieś 5min i nadal brak odpowiedzi.
Do:Lukey
"Zrozumiałeś?"
10min
Do:Lukey
"Czemu mi nie odpisujesz?"
20min
Do:Lukey
"Luke, odezwij się."
Co ten chłopak może robić?
Minęło jeszcze jakieś 5minut i usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to może być o tej porze? Leniwie zwlekłam się z łóżka i powolnym krokiem zeszłam na duł. Ktoś natarczywie przyciskał dzwonek co przyznam było denerwujące.
-Już idę!
Przekręciłam klamkę i usłyszałam nieśmiałe "hej".



Tak strasznie was przepraszam! Już się tłumaczę.
To tak. Nie dodawałam nic bo dopadła mnie tak zwana "bariera pisarska" już objaśniam. Miałam całkowita pustkę w głowie. Niby układałam jakiś tam scenariusz i nagle stawałam na jednej scenie i coś jakby mnie "trzymało" ,nie pozwoliło się "ruszyć" dalej. Nienawidzę czegoś takiego. 
A pozatym to ten rozdział miał być całkowicie inny. Ale wyszło jak wyszło. Przepraszam.
I mam prośbę. Chciałabym dowiedzieć się czy ktoś to jeszcze czyta i czy jest wogóle dalszy sens tego pisania. Proszę aby jak najwięcej osób zostawiło pod tym rozdziałem ślad po sobie. 
To chyba koniec mojego bezsensownego monologu mam nadzieję, że ktoś go wogóle przeczytał ;D

środa, 14 października 2015

16

To co usłyszałam całkowicie mijało się z tym, czego się spodziewałam.
Luke prawdopodobnie zabił człowieka. Nie sam...z Jai'em.
Siedziałam przetrawiając jego słowa. Powoli. Wstałam i poszłam z powrotem na kanapę. Chłopak za mną.
-Rose...powiedz coś. Proszę.-mówił błagalnie ze łzami. Chwycił moją rękę, ale ją zabrałam.
-Dlaczego?-wyszeptałam.
-Już ci mówiłem, że to był wypadek. Byłem lekko pod wpływem alkoholu i...i, i wtedy on z nikąd pojawił się na jezdni. Nie mam prawo jazdy i nie jestem mistrzem kierownicy. A siadać za nią po pijaku to była głupota. Zacząłem się kłócić z Jai'em i się trochę szarpaliśmy...to wszystko wydarzyło się tak szybko.
-A co z Patrickiem? Dlaczego nie odejdziesz?
-Bo on...ma dowody. Był tam wtedy. Uwierz, że gdyby to się nie zadziało nie handlowałbym teraz narkotykami.
To za dużo jak dla mnie. Muszę to przemyśleć.
-Kocham cię, wiesz? Powiedz, że to nie jest koniec. Błagam cię. Przepraszam, tak bardzo przepraszam.-przytulił mnie. Tego mi wtedy było trzeba. Wtuliłam się w niego. -Powiedz - szepnął.
-Ja muszę pomyśleć. Proszę cię o trochę czasu.
-Ile? Godzinę? Dwie, trzy?
-Dzień?
-Tak długo?
-Luke. To nie jest to samo co powiedzieć, że nie zjadłam obiadu. Obiecuję, że jutro dam ci znać. Czy teraz możesz wyjść? - popatrzył się chwilę na mnie. On się bał. Ale czego? Tego, że go zostawię?
-Dobrze.
Zostałam sama. Nagle do moich oczu zaczęły wzbierać łzy. I co ja mam robić?

Luke Pov 
Wróciłem do domu. Jai siedział na kanapie i grał w fife.
-Powiedziałem jej.
-Co?-zapytał z buzią pełną jakiegoś żarcia i odwrócił się do mnie.
-Wszystko.
-Kurwa.-zostawił pada i podszedł. A mi było słabo. Ja byłem w tym momencie słaby. Cały czas zastanawiałem się co będzie jeśli ode mnie odejdzie.-I jak?
-Kurwa srak Jai! Nie wiem! Powiedziała, że musi pomyśleć.
-To naturalne. A jak nas wyda?-nie pomyślałem o tym.
-Nie wiem. Myślę, że nie. Wystraszyła się.
-A ty byś się nie wystraszył?
-Nie chcę, żeby się mnie bała. Rozumiesz?
-Jesteście jeszcze razem?
-Nie wiem. Jutro da mi znać.
-Dobra. Grasz?-kiwnął na konsolę. -Wyluzujesz się.
-Z tobą? Z tobą nie da się wyluzować. Zara jak przegrywasz to jesteś w chuj zły.
-Grasz czy nie?
-Nooo gram.

sobota, 26 września 2015

15

Rose POV
-Myślisz, że jakoś to będzie?
-Ale co?
-No...,my.-uniosłam głowę z ramienia chłopaka i zobaczyłam te cholerne brązowe oczy wpatrujące się we mnie.
-Co to za niemądre pytanie? Oczywiście, że tak. Czemu o tym myślisz?-wzruszyłam ramionami-Wy dziewczyny.-schylił się, żeby pocałować mnie w czoło. Wtedy usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Luke wyjął go z kieszeni bluzy.
Zmarszczył brwi gdy zobaczył kto dzwoni. "Patrick".
-Zaraz wracam.-wstał z ławki i odszedł kawałek. Odwrócił się upewniając, że jest wystarczająco daleko. Dlaczego? Czy tak bardzo nie chciał żebym słyszała?
Cały czas bacznie go obserwowałam. Cóż...nie wyglądało to na zwykłą rozmowę z kumplem.
Widocznie zdenerwowany wrócił do mnie, ale nie usiadł. Był jakby nieobecny, zamyślony.
-Coś się stało? - spytałam cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie dostałam odpowiedzi, ten tylko zaczął przyglądać mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Był zły? Zmartwiony? Smutny? Sama nie wiem. Najlepiej miks tego.
-Luke, czy coś się stało?-wstałam i złapałam go za ramię. Nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec, że jest spięty.
-Wracajmy.
- Co?
-To co słyszałaś! Nie mam ochoty już tu siedzieć!-odsunął się tym samym zwalając moją rękę.-Wracajmy.-warknął. O co chodzi, co takiego powiedział mu tamten przez telefon?-Przepraszam.-przeczesał palcami włosy.-Chodź, muszę wracać, a chcę cię jeszcze odprowadzić do domu.
-W porządku, możesz iść. Znam drogę. - wyminęłam go.
-O co ci chodzi?!
-Mi? O co kurwa tobie chodzi?! To nie ja wyżywam się na kimś bo ktoś mnie wkurzył!
-Przeprosiłem.-Ugh.
-Luke, albo mi powiesz o co chodzi, albo możesz sobie iść.
-Brak innych wyjść?
-Masz dwa możliwe.
-W takim razie...-wahał się. Widziałam to. Wahał się.-Nie mogę. Nie teraz.-odwrócił się na pięcie i prawie biegiem odszedł.  Stałam tam jak idiotka patrząc jak znika mi z oczu. O nie mój drogi, tak to my się nie będziemy bawić.

***

Zła wróciłam do domu. Która jest godzina?  Już po piętnastej. Hmm prócz ostatniego wydarzenia to mogę uznać te popołudnie za udane. Jezu nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na placu zabaw. 
Zamówię sobie pizzę i poczytam książkę. 

***

Powoli otworzyłam oczy. Przysnęłam? Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Nigdy nie usnęłam czytając książkę.  Właśnie, gdzie książka? I czemu jestem przykryta kocem? I czemu słyszę dźwięk tostera z kuchni?
Rodzice? Nie, to niemożliwe , przecież mieli wrócić dopiero koło dwudziestej trzeciej. Odruchowo zerkłam na zegarek. Dwanaście po dziewiętnastej.
A więc kto?  Włamywacz?  Tak i robi se tosty...
Wstałam z kanapy i cicho zmierzałam w stronę kuchni. Będąc bliżej usłyszałam nucenie. Nucenie?
Kolejny krok i podłoga zaskrzypiała. Skucha! Nucenie ustało, a moje serce biło pare razy szybciej. Słyszałam kroki. Boże zaraz zemdleję.
W korytarzu pojawiła się dobrze znana mi sylwetka. Odetchnęłam z ulgą.
-To tylko ty baranie. Wystraszyłeś mnie.-wzruszył ramionami.
-Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Drzwi tarasowe były otwarte. Zamykasz je kiedyś?
-Zostawiłam gdzieś telefon.

-Tosta?-zapytał wchodząc za mną do kuchni.
-Nie, dzięki. Nie jestem głodna.-oparłam się pupą o blat.-Chcesz pogadać?
-Nie, a ty chcesz?
-Owszem. I dobrze wiesz o czym.
-Proszę daj spokój. - powiedział to tak szybko, że niemal nie zrozumiale.
- Nie dam. Jeśli chcesz być szczery...
-Jeśli chcę być szczery to powiem , ale nie teraz.
-A kiedy?! Kiedy jeszcze raz na mnie nawrzeszczysz bo ktoś?-zbliżyłam się i ujęłam jego twarz w dłonie tak, że stykaliśmy się czołami.
-Nie chciałem.-wyszeptał, a mi zrobiło się go żal kiedy zobaczyłam, że na prawdę żałuje.
-Wiem Luke, wiem.-wyglądał jakby walczył ze swoimi myślami.
-Dobrze...usiądź.


Mam wrażenie, że rozdziały są coraz bardziej nudniejsze :/ przepraszam Was strasznie za to, ale muszę pisać je sama. Moja współpisarka (?), nie ma czasu przez szkołę i nie tyle co trudną, ale dziwną syt w domu.
Za wszystkie błędy również przepraszam
XX

poniedziałek, 7 września 2015

14

Kilkanaście dni później.


LUKE POV
Cholera jest wpół do dziewiątej, a Rose jeszcze nie wychodzi. Zbliża się koniec roku szkolnego a ja muszę poprawić kilka ocen.
Dzwonię i dzwonię, ale nie odbiera. Możliwe, że ma wyciszony telefon.
Drzwi wejściowe są zamknięte dlatego pójdę zobaczyć tylne.

Przeszedłem nad wysokim płotem wcześniej przerzucając plecak. Szarpnąłem za klamkę. Ta na szczęście są otwarte. Hmm może zastanawiać fakt dlaczego ich nie zamknęli, przecież tu są złodzieje. Otóż nie. To chyba najspokojniejsza ulica w całym Los Angeles. Od kiedy tu żyję nie słyszałem o żadnym włamaniu.

Skierowałem się od razu do jej pokoju. Dosyć dobrze znam ten dom, gdyż ostatnio często  tu przesiaduję. Jej rodzice są spoko. To znaczy Pani Lisa. Sądzę, że Pan Henry nie bardzo za mną przepada. Zwłaszcza przez ostatnie wydarzenie...taaaa. Czasami lepiej trzymać język za zębami.

Zapukałem jednak nie dostałem w zamian żadnej odpowiedzi. Ostrożnie otworzyłem drzwi.
-Rose no błagam cię! Wstawaj, słyszysz.-odsłoniłem rolety przez co do pokoju wpadło oślepiające światło.
-Luke? Co się dzieje?-spytała przeciągając się.
-Co się dzieje? Zaspałaś to się dzieje.
-Która godzina?
-Za dwadzieścia.
-O nie!
-O tak. Rusz się. I tak będziemy spóźnieni. Zwłaszcza, że lecimy na pieszo.
Zakwinkała i rzuciła się na poduszkę.
-Tak mi się nie chce iść.
-Jest sprawdzian z biologii.
-Wiem...ale przecież zawsze go można poprawić, prawda?
-Mi nie idzie tak dobrze z biologią jak tobie.
-Proszę nie idźmy dzisiaj do szkoły.-złożyła ręce jak do modlitwy.-Proszę...
-Uhhh i co ja mam z tobą zrobić?
-Pozwolić nie iść?
Udałem, że się zastanawiam. W sumie to mi też się nie chce iść...
-Zgoda, ale pod jednym warunkiem.-usiadłem obok.
-Jakim?
-Musisz mnie pocałować.-spojrzała w moje oczy i powoli przybliżała twarz. Kiedy byliśmy pare centymetrów od siebie odsunęła się i energicznie wstała z łóżka. Moja mina na pewno wyrażała więcej niż tysiąc słów.
-Dobra, ale daj mi 20 minut na doprowadzenie się do ładu.
-Augh pospiesz się!-krzyknąłem gdy wbiegała do łazienki.


***

-Po co chciałaś tu przyjść?-wzrokiem błądziłem po przeróżnych okładkach książek.
-Muszę znaleźć jedną książkę. Pomożesz mi szukać?
-Chętnie tylko podaj może tytuł.
-Kinga "Doktor sen"
Zacząłem przeszukiwać półki.
-Nie sądziłem, że lubisz czytać.
-Widzisz jak wiele rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz?-spojrzała się spod ukosa z zadziornym uśmiechem.-Mam.-wstała i odwróciła się w moją stronę. 
Zrobiłem krok w przód i teraz praktycznie stykałem się z jej ciałem.
-Luke jesteśmy w bibliotece.-wyszeptała i rozejrzała się dookoła.
-Wiem, no i co z tego?
-To, że to miejsce publiczne.
-Ojej. A pamiętasz może dlaczego teraz nie jesteśmy w szkole?-jej policzki przybrały koloru.
-Tak.
-To chyba coś mi wisisz nie sądzisz?-nie dałem jej czasu na odpowiedź. Przywarłem ustami do jej pełnych warg. Nie musiałem czekać długo na reakcję z jej strony. Całowałem czule i agresywnie. Może nawet zbyt agresywnie... Dziewczyna osunęła się do tyłu na regał, przez co spadło z niego kilka książek. Wszyscy spojrzeli w naszą stronę. No nie fajna sytuacja...
Natychmiast odskoczyliśmy od siebie i zaczęliśmy zbierać książki.
-Głupku zamierzam tu wrócić.
Próbowałem zachować powagę na prawdę, ale po prostu nie mogłem. Widok wkurzonej Rose, która wyglądała jak mała dziewczynka obrażona za to, że nie dostała cukierka, mnie rozwalał

W drodze powrotnej nie gadała ze mną, ale bardziej była zafascynowana książką niż fochem na mnie.
-Śmiej się, śmiej. Następnym razem pocałujesz drzewo.
-Ej!





Zaryzykuję ;) a może to Wy byście chcieli, żeby coś się wydarzyło? Hm? 
Jeśli macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach a może pojawią się w następnych rozdziałach ;)
XX







wtorek, 18 sierpnia 2015

13

-Kocham cię?-odwrocilam sie i zobaczyłam uradowaną Emily. Czerwona dokuśtykałam do łóżka.-No odpowiesz mi?-uśmiech nie schodził z jej twarzy.-I co ci się stało w nogę?
-Nie sądzisz, że zadajesz zbyt dużo pytań?
-Jak na razie to nie odpowiedziałaś na żadne z nich. A więc?
-Oj no trochę obtarłam sobie nogę i tyle. I nie idę na zajęcia. Powiesz, że się źle czuję czy coś takiego.
-A co z nim?
-Żyje.
-Rose.
-My...chodzimy ze sobą.-powiedziałam najciszej jak tylko potrafię.
-Jej!-piskła i podbiegła mnie przytulić. Boże ona cieszy się bardziej ode mnie.-Życzę wam szczęścia.
-Dzięki.
-A może zostać tu z tobą?
-Na prawdę nie musisz.-to by oznaczało milion pięćset pytań. Wolę sobie tego oszczędzić.
-To w takim razie ja muszę się już zbierać.-na znak zrozumienia pokiwałam głową.

***

Od 10:00 wszyscy czekamy na autobus, a jest już piętnaście po. Ale jak to autobusy mają w zwyczaju zawsze się spóźnią...
Ten dzień nie zapowiadał się ciepło. Od rana na niebo było szare i od czasu do czasu kropiło. Nie lubię deszczu.  Moje włosy zawsze robią się oklapłe, a ja wyglądam jak szczur...
-Hejka Rose.
-Hej Luke.
-Może usiądziesz ze mną?
-Wiesz ja...-spojrzałam na Emi. Tak na prawdę to bardzo chętnie usiadłabym z tobą, ale byłam umówiona z przyjaciółką.
-Jak chcesz to możesz z nim siedzieć. Ja usiąde z Joshem.-puściła mi oczko i odeszła. Ja zrobiłam minę w stylu *Ale, że o co kaman?*
-To co? Siedzisz ze mną czy sama?
-Skąd wiesz, że siedziałabym sama?-z cieniem uśmiechu przymrużyłam oczy.
-Nie bardzo znasz tych ludzi, ale skoro nie chcesz ze mną siedzieć to pa.
-No poczekaj. Siedzimy razem.
-Wiedziałem, że się namyślisz.


***

Luke Pov
Rose usnęła. Głowę położyła ma moim ramieniu.  Nie wiem czy zrobiła to umyślnie, ale nie przeszkadzało mi to. 
Byłem poddenerwowany od kiedy wstałem. Powrót do domu oznaczał również powrót do tego durnego *usługiwania*. Mam już tego dość. Ale co ja mogę zrobić? Najlepszym wyjściem było by pozbycie się Patricka. Wiele razy z Jai'em obmyślaliśmy to rozwiązanie , ale to nie jest takie łatwe. Wiem, że już na dłuższą metę tego nie pociagnę i muszę coś z tym zrobić. 
Najgorsze jest to , że będę musiał powiedzieć Rose, a nie wiem jak ona to przyjmie. 
Może nie będzie aż tak źle? 
W każdym bądź razie poczekam na odpowiednią chwilę. Jest jeszcze za wcześnie i nie chcę popsuć tego co jest między nami. Nie znamy się jakoś specjalnie długo, ale kocham ją. To nie miłość od pierwszego wejrzenia, ale czuje się przy niej tak inaczej. Może bardziej doceniony? Nie mam pojęcia jak to nazwać. Ale cieszę się, że ją spotkałem.



I znowu was przepraszam, ze tak długo nie było rozdziału.
Ale mogę to racjonalnie wytłumaczyć.
Jakoś dziwnie pisze mi się bez mojej pomocniczki. Ona jest już od trzech tygodni na wakacjach i nawet nie wiem kiedy wraca.
Fakt, że to ja jestem odpowiedzialna za złożenie całego rozdziału, ale ona również daje wiele ciekawych pomysłów.
Oczywiście nie wszystkie wykorzystuje bo niektóre są na prawdę zabawne haha ale większość jest spoko.
I jest to już drugi rozdzial pisany na telefonie i zaklinam tą metodę.
Pozdrawiam i kocham was XX 


niedziela, 2 sierpnia 2015

12

Pół przytomna zaczęłam obmacywać szafkę nocną w poszukiwaniu telefonu. Zegarek wskazywał 9:54. To chyba najodpowiedniejsza pora aby wstać. Odsłoniłam roletę by zobaczyć jaka dzisiaj pogoda. Nie różniła się od poprzednich dni. Było słonecznie a na niebie nie widniały prawie żadne chmurki. Zerkłam na Emi. Jeszcze spała. Wyglądała jak małe niewinne dziecko. Ale cóż...chyba każdy tak wygląda jak śpi.
Podeszłam do swojej walizki i zaczęłam szukać jakiś wygodnych ubrań.

Gotowa wyszłam z łazienki.Założyłam dżinsowe spodenki, bordową bokserkę i niebieska koszulę w kratę. Na stopy wsunęłam czarne trampki.
Mam jeszcze sporo czasu dla siebie więc wykorzystam go na spacer.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i wsunęłam go pod spodem z powrotem do środka. Mogli dać drugi klucz skoro domki są dwuosobowe.
Rozejrzałam się. Sporo osób już nie spało, w tym opiekunów. Mogliby zakazać iść mi samej do lasu dlatego obeszłam domek dookoła i tamtędy skręciłam w swoją stronę.

***

Uwielbiam te świeże powietrze w lasach. Co chwilę słyszałam odgłosy ptaków znad konarów drzew. Mogłabym mieszkać w lesie lub niedaleko lasu.
Upadłam i dłońmi zaryłam w twarde kamieniste podłoże. W moim oku pojawiła się łza, ale nie będę chyba płakać jak małe dziecko. Chciałam wstać, ale przewróciłam się po raz drugi.
-Co jest?
Moja noga utknęła w szczelinie pomiędzy kamieniem a jakimś drzewem. Strasznie bolało.
Próbowałam ją wyjąć ale to nic nie dawało a tylko bolało jeszcze bardziej. I co ja mam teraz robić?
Usłyszałam, że coś się zbliża. Przerażona chwyciłam za kija leżącego obok. Ale i tak w siedzącej pozycji nie dałabym sobie rady z jakimś groźnym zwierzęciem.
Na szczęście, albo też na nieszczęście z za drzew wyłoniła się postać Sarah.
-O a kogo moje piękne oczy widzą?-podeszła ze złośliwym uśmieszkiem.
-Pomóż mi. Noga utknę...-przerwałam kiedy jej śmiech prawie mnie zagłuszał.
-Ty na prawdę myślisz, że ja ci pomogę?
-Każdy człowiek by tak postąpił.
-Jesteś zabawna. Przykucnęłabym, ale nie zniżę się do twojego poziomu.-zaczęła oglądać swoje paznokcie.
-O co ci chodzi?!
-O to, że kradniesz czyjegoś faceta.
-Luke już dawno nie był twój. Czemu nie możesz tego pojąć?
-Zamknij się!
-Boli prawda?
-Dobrze ci radzę zamknij się, albo nie będziesz miała życia w tej szkole. Gdybyś to nie była ty to może jeszcze bym pomogła, ale w twoim przypadku nawet nie analizuję tej myśli.-pewnie dodała by coś jeszcze gdyby nie czyjeś kroki. Nasze głowy odwróciły się w tamtym kierunku. Był to jakiś chłopak. Zapewne jeszcze nas nie widział.
Sarah spojrzała się na mnie i uciekła. No błagam jak można być takim człowiekiem.Jest mi na prawdę szkoda tej dziewczyny.
-Ej!-skutecznie zwróciłam jego uwagę.
-Co ci się stało?-podbiegł.
-Noga mi utknęła i nie mogę jej wyjąć. Proszę pomóż mi.-schylił się, a ja poznałam tego chłopaka.-To ty jesteś tym kumplem Luke'a?-spojrzał na mnie.
-Jeśli chodzi ci o tego kumpla to tak.-słodko się uśmiechnął.-Gotowe, noga wyjęta.-nawet nie poczułam kiedy ją uwolnił.
-Dzięki.-próbowałam wstać i zaatakował mnie ogromny ból w kończynie. Jękłam z bólu.
-Wszystko w porządku?
-Nie, chyba nie. Nie mogę postawić stopy na ziemi. W dodatku jest obtarta i krwawi.
-Jak zamierzasz wrócić?
-Będzie trudno, ale dokuleję.
-To może być straszny ból, mam pomysł. Zaniosę cię.
-Co?
-Nie wstydź się. To nic takiego.-pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
Szliśmy w ciszy. Niezręcznie było mi się odezwać.
-Słyszałem, że chodzicie ze sobą.
-Skąd to już wiesz?
-Ten baran nie dał mi spać w nocy. O drugiej ileś kiedy juz słodko sobie spałem, ten pisze mi sms-a.
-Na prawdę?
-Uhum. Musiał się ogromnie cieszyć.-moje policzki zaczęły piec.-Życzę wam powodzenia.
-Nie dziękuję.
Wyszliśmy z lasu i znaleźliśmy się na boisku, gdzie chłopaki aktualnie grali jakiś mecz. Oczy wszystkich tam zgromadzonych zwróciły się na nas. Było mi trochę głupio. Sama nie wiem czemu.
-Rose!
-Luke?-odwróciłam głowę i zobaczyłam biegnącego do mnie Luke'a.
-Co wy robicie?-w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
-To nie tak jak wygląda.-wyrwał się mój wybawiciel.
-A jak Jacob?-rzucił gniewne spojrzenie. Nie chciałam teraz kłótni. Zwłaszcza , że wszyscy się gapią.
-Szłam drogą i noga utknęła mi w szczelinie. Nie mogłam iść, a on mi pomógł. To tyle.
-W takim razie ja mogę cię dalej ponieść.-z siłą odebrał mnie koledze.
-Bardzo ci dziękuję Jacob.-powiedziałam zza pleców chłopaka.
-Idziemy do nauczyciela.
-Chyba żartujesz.
-Nie. Ktoś musi zobaczyć tą nogę.
-Idziemy do chatki.-prawie zapiszczałam.
-To może być coś poważnego.
-Oj przestań. Na pewno nie jest. I ja nie chcę dzisiaj wracać do domu. Po co ojciec ma jechać tyle kilometrów skoro jutro i tak wracamy. Wytrzymam.
-Jesteś uparta.-znaleźliśmy się pod domkiem-Otwórz ręką drzwi.-wykonałam polecenie i znaleźliśmy się w środku. Zgaduje, że Emily jest w łazience. Aż tutaj słychać jej śpiew.
Luke posadził mnie na łóżku i sam usiadł obok.
-Obiecaj mi coś.
-Co takiego?
-Nigdy więcej nie pójdziesz sama na spacer. Zawsze dzieje ci się coś złego.
-Wydziwiasz.-przewróciłam oczami. Odchrząknął i już wiedziałam, że jest całkiem poważny.-No dobrze obiecuję.
-Kocham cię.-przytulił mnie.



Przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału . Na prawdę strasznie was przepraszam. Mam nadzieję, że wybaczycie.
Przepraszam za błędy 
XX 


piątek, 24 lipca 2015

11

-Boże jak bolą mnie nogi.-rzuciłam się na łóżko.
-Nie było tak źle.
-Nie mówię, że było źle. Tylko, że bolą mnie nogi.-szybko skwitowałam przyjaciółkę- Aha będziesz szła ze mną na ognisko?
-Kolejne ognisko?
-No...nie do końca takie ognisko. Bardziej spotkanie. Będę ja, Luke, Lan, Jai i chciałabym żebyś ty też była. Możesz zabrać Josha...
-O której?
-Za godzinę czyli o 21:00.
-No dobra, mogę iść.
-To super.-wyszczerzyłam się.

***

Od około godziny siedzieliśmy wokół ognia popijając przy tym piwo. Nie mam pojęcia skąd chłopaki wzięli alkohol, ale najbardziej prawdopodobne jest to, że zakupili go wcześniej i po prostu schowali do walizek.

Lan, Emi i Josh złapali dobry kontakt. Co chwilę a to się śmieją, a to robią sobie selfie. 
Oczywiście, że pytali się mnie czy też nie chcę zdjęcia, ale ja odmawiałam i mówiłam, że nie lubię robić sobie zdjęć. 
Jai poszedł poszukać drewna. W sumie to miał nie iść i strzelić focha, bo nikt nie chciał mu towarzyszyć, ale przekonały go słowa, że jak nie będzie ogniska to nie będzie "imprezy".
A Luke jak to Luke, żyje w swoim świecie z telefonem w ręku, albo co chwilę zerka na mnie. I muszę przyznać, że już mnie to trochę frustruje.
-Możesz przestać?
-A co ja takiego robię?
-Dobrze wiesz co i proszę przestań.
-Okey już nie będę. Nie rozumiem czemu jesteś zła.-schował urządzenie do kieszeni.
-Nie jestem.-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Przejdziemy się?-spojrzałam na niego-No co? I tak oboje siedzimy.-co mi szkodzi.
-Chodźmy.
-W końcu się uśmiechnęłaś.

Odeszliśmy kawałek. Reszta nawet tego nie zauważyła.
-Pogadamy?-zaskoczył mnie tym.
-O czym chcesz rozmawiać?
-O tobie, w sumie o nas.
-O nas?-przytaknął-Okeyyy...to mów.
-Wiesz...trochę nie wiem jak zacząć.-podrapał się po karku-Od pewnego czasu od kiedy chodzisz do naszej szkoły, ja. Ja... Coś się zmieniło. Poczułem coś czego naprawdę dawno nie czułem.-o nie czy on próbuje wyznać mi miłość?
-Luke...
-Poczekaj, jeszcze nie skończyłem.-lekko się uśmiechnął-Pewnie domyślasz się co chcę ci powiedzieć, ale chcę żeby te słowa wyszły z moich ust. Rose, ja myślę, że...że się w tobie zakochałem.
Na chwilę przestałam oddychać. Oczy otworzyły mi się najszerzej jak to możliwe. Nasz kontakt wzrokowy się nie urywał. On widząc moją reakcję złapał za moje ręce i lekko uniósł do góry.
-Odpowiedz mi coś.
-Ale, ale ja nie wiem co.
-Cokolwiek. Wiem, że ty też coś do mnie czujesz i się tego nie wypieraj.
-Nie wypieram się.-na jego twarz wkroczył szeroki uśmiech.-Ale ja nie chcę się i ciebie zawieść. Co będzie jeśli nam się nie uda?
-Przestań myśleć przyszłością. Żyj tym co się dzieje teraz. A może właśnie nam się uda? Może będziemy jedną z tych idealnych par? Posłuchaj serca Rose. One podpowiada ci dobrze. Podpowiada ci tak jak ja bym chciał. Może to egoistyczne, ale...
-Ciii...-przyłożyłam mu palec do ust i się uśmiechnęłam.-Jesteś moim  pierwszym chłopakiem, proszę nie schrzań tego.-stał przez pare sekund w ciszy, jakby moje słowa jeszcze do niego nie dotarły.
-To znaczy, że-pokiwałam głową.
-A teraz już wracajmy.-ruszyłam, ale nie było dane iść mi dalej. Brooks złapał moją dłoń i przyciągnął do klatki piersiowej. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić wbił się w moje usta. Nie myśląc długo odwzajemniłam jego ruchy. Był to tak czuły i namiętny pocałunek, że ugięły się pode mną nogi.
-Obiecuję tego nie schrzanić.-powiedział w przerwie na oddech.







Nie wspominałam o tym wcześniej i nie wiem po co teraz o tym wspominam...ale chciałam powiedzieć ze ff jest pisany przez dwie osoby. Nie wiem jak Wy ale mi podoba się ta współpraca ;)
Przepraszam za błędy
XX




Lukey...




...po mojemu :)

środa, 15 lipca 2015

10

Zastanawiałam się gdzie jest Emily. Luke poszedł już jakieś dziesięć minut temu, a jej jeszcze nie ma. Hmm...może jest u swojego chłopaka...a no właśnie! Niech tylko wróci.

Po pokoju rozchodził się charakterystyczny odgłos. Mój brzuch domagał się jedzenia. Nie widzę w tym  nic dziwnego, wprawdzie od wczoraj nic nie jadłam.
-Rose otwórz mi.
Podniosłam się z łóżka i nie odrywając wzroku od ekranu ruszyłam do drzwi.
-Nie mogłaś sama sobie...u jedzonko!-na sem ten widok i zapach aż się uśmiechnęłam.
-Nie byłyśmy na śniadaniu i pomyślałam, że może jesteś głodna.
-Może? Dawaj to.-odebrałam,a właściwie to wyrwałam z jej rąk jedną tacę. Dzisiaj moim śniadaniem są trzy kromki chleba z masłem i serem, i do tego kompot z jeśli się nie mylę porzeczek.
Nie przepadam za tymi owocami ale jestem zbyt głodna żeby się tym przejmować.
-Pomału bo się zakrztusisz.
-Jestem głodna.
-Ja też ale bez przesady. Emm...mogę cię o coś spytać.
-No jasne.
-O co chodzi z Luke'iem? Wiesz mam na myśli dzisiejszy incydent.
-On...eee...on po prostu chciał pogadać.
-I dlatego nie chciałaś wyjść z kibla?
-Oj no, no dobra. Przyszedł przeprosić. Trochę się pokłóciliśmy na imprezie i tyle. Lepiej ty mów dlaczego nie powiedziałaś wcześniej mi o tym Joshu?
-A o Joshu?-złapała lekkiego buraka.-Jakoś nie było okazji. A tak w ogóle to jesteśmy razem od trzech dni i pomyślałam, że jest za wcześnie żeby komuś się chwalić.
-Żartujesz?! Jak się poznaliście?


***

-Super,że kajaki są dwuosobowe.-entuzjazm mojej przyjaciółki udzielał się aż zanadto. Ale w sumie to ją rozumiałam. Sama byłam podekscytowana.
-Dobra słuchać mnie! Będziemy płynąć odtąd do tamtej małej chatki. Jeśli się odwrócicie to widać ja stąd. Tam obok zostawimy kajaki i kilometrową ścieżką przez las pójdziemy do miejsca gdzie zrobimy ognisko. Najlepiej jak byście nie odłączali się od grupy. Jakieś pytania? Wspaniale. Sprawdźcie czy dobrze zapieliście swoje kamizelki i ruszamy.

Przy ruchach moim i Emi płynęłyśmy jako ostatnie i najgłośniejsze. Śmiałyśmy się prawie ze wszystkiego. Za każdym mocniejszym przechyleniem kajaka panikowałyśmy.
-Nie bardzo ogarniam te wiosła.
-Płyń i nie marudź.
-Cześć dziewczyny. 
-O hej Jai. Hej Lan.
-Hejka.
-Myślałam, że my jesteśmy ostatnie.-spojrzałam na rozbawioną przyjaciółkę.
-Zaraz będziecie. Możemy się ścigać.
-Nie miśku. Płyniemy spokojnie. Wiesz, że nie umiem pływać.-zaczęła protestować Lan. Prawdę mówiąc to ja też nie mam ochoty na wyścigi.
-Okey niech będzie, ale i tak trochę przyspieszamy. Narazie wam.


***

-Ej wiesz może gdzie jesteśmy?
-Nie bardzo ale na pewno się nie zgubiłyśmy.-próbowałam trochę uspokoić przyjaciółkę-Mieliśmy trzymać się w grupie a sami nas zostawili. Ale mi to opiekunowie...
-Poczekaj. Tam jest ta chatka. To okey. Ścieżki żadnej nie widzę.
-Tu jest. Chodź. Twój kochanek też będzie?
-Nie on ma teraz jakieś zawody czy coś. Tak jak twój kochanek.-powiedziała z naciskiem na dwa ostatnie słowa.
-On nie jest moim chłopakiem. My się tylko lubimy.
-Oj niech ci będzie. Słyszałaś to?!
-Co?
-Jestem pewna, że coś słyszałam.
-Na pewno ci się wydawało. Chodź.
-Ja się boję.
-To weź pod uwagę, że im szybciej będziemy szły tym szybciej zobaczymy cywilizację.-te słowa do niej przemówiły bo ledwo co mogłam ją dogonić.


***

Siedząc o zmroku przy ognisku jedna myśl nie dawała mi spokoju. Od przyjazdu tu ani razu nie widziałam Sarah. Wydawało mi się to nieuniknione a tu proszę. 
Jednak nie tylko to chodziło mi po głowie. Cały dzień myślałam o nim. Byłam ciekawa co robi, z kim i czy nic mu nie jest.  A najważniejsze czy też o mnie myśli.




Nie sprawdzałam
XX


piątek, 10 lipca 2015

9

Obudziła mnie krzątająca się po pokoju Emi.
-Co jest?
-O już nie śpisz? Wybacz jeśli to z mojej winy. Po prostu czegoś...czegoś szukam.
-No to akurat widzę.-usiadłam po turecku owinięta kołdrą-Wszędzie leżą jakieś ciuchy. Powiedz mi co konkretnie to może ci pomogę.
-Takiej mojej niebieskiej koszuli. W kratę.
-Aha i uznałaś, że będzie w moich rzeczach?-spojrzała na moją rozbawioną twarz.-Żartowałam  chcesz to se szukaj, nie wiem gdzie jest.
-No dzięki.
-Która w ogóle godzina?
-Po 12.
-Co?! A dokładniej?
-A dokładniej to 12:08.
-Czemu wcześniej mnie nie obudziłaś?!-wstałam i w pośpiesznym tempie zaczęłam składać swoje łóżko.
-A po co? Ahaaa ty myślisz, że zajęcia są jak zwykle-wybuchła śmiechem.
-Nie rozumiem co cię tak bawi.
-To sklerotyku, że dzisiaj zaczynamy od czternastej.
-Jak to?
-Widać, że nie czytałaś planu zajęć. Ze względu na wczorajszą imprezę. Wiesz, kac, ból głowy i tak dalej.-usiadłam na skraju łóżka i głośno odetchnęłam.
-Dobra idę się ogarnąć.


***

Ubrałam białą tunikę i czarne krótkie spodenki. Na stopy wsunęłam zwykłe białe trampki. Włosy związałam w koka. 
Strój musiał być wygodny, gdyż idziemy dzisiaj na kajaki. Nie mogę się już doczekać. I mam nadzieję, że Luke dostał nieco inny plan zajęć niż my. Nie chciałabym go spotkać. Łatwo się domyśleć czemu ale też dlatego, że nie wiedziałabym jak się zachować. 
Kiedy umyłam zęby i twarz wyszłam z łazienki. Emily szła otworzyć drzwi. Zatkało mnie kiedy zobaczyłam kto przyszedł. Natychmiast zawróciłam. Moja podświadomość mówiła "Tylko nie Luke".
-Rose poczekaj!-szarpał za klamkę na szczęście zdążyłam zatrzasnąć zamek.-Proszę otwórz. Proszę.
-Czy ja o czymś nie wiem?-nie powiedziałam nic przyjaciółce. Było mi głupio, a nawet wstyd.
-Możesz nas na chwilę zostawić?
-No... spoko nie ma sprawy.
-Emi nie idź nigdzie! Nie wychodź!-usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. No nie. Dlaczego mi to zrobiła.
-Proszę wyjdź z tej łazienki. Musimy pogadać. 
-Nie musimy.
-Wiesz, że tak. 
-Skoro musisz, to proszę mów.
-Nie będę gadał do drzwi.
-To nie. Ja się stąd nie ruszę.
-A później?
-Nie wiem.-chwila ciszy. Podejrzewam, że coś obmyślał.
-Okey to przyjdę później. Do zobaczenia.-słyszałam kroki i powtórne trzaśnięcie.
Powoli otworzyłam drzwi. Wychyliłam głowę i mogę stwierdzić, że pokój wydawał się pusty. 
Z ulgą ruszyłam w stronę stolika nocnego po telefon.
-Wiedziałem, że wyjdziesz.-gwałtownie odwróciłam się w stronę szafy. Nie pomyślałam, że może się za nią schować...
-Czego chcesz ode mnie?
-Tylko porozmawiać.
-Ale stój tam gdzie stoisz.
-W porządku. 
-O czym chciałeś rozmawiać?-obracałam w rękach telefon. Nie patrzałam na niego.
-Ja wiem, że ty wiesz. I wiem również co wydarzyło się wczoraj.
-Niby skąd? Pamiętasz coś w ogóle?-prychnęłam 
-Tylko do chwili kiedy poszedłem z moim bratem. Ale wszystko co zdarzyło się wcześniej to tak. I nigdy tego nie zapomnę. Co było potem powiedział mi kolega. Skojarzył fakty. 
Pierw zobaczył wybiegającą z lasu zapłakaną ciebie. Później obolałego mnie. Do teraz mnie boli-zaśmiał się.-Ale wiem, że zasłużyłem sobie. Przeprosiny to tylko przeprosiny ale jeśli zrobiłem ci jakąkolwiek  krzywdę to naprawdę strasznie cię przepraszam... Rose proszę spójrz na mnie.-nie miałam na to ochoty jednak muszę coś powiedzieć. Podniosłam wzrok na zatroskaną twarz Luke'a.
Mimowolnie w moim oku pojawiła się łza.
-Nic mi nie zrobiłeś.
-Uff nawet nie wiesz jak mi ulżyło.-podszedł bliżej aby mnie przytulić. Zatrzymałam go ręką. Spojrzał pierw na nią potem na mnie.-Nie bój się mnie. Nic nie brałem ani nic nie piłem. Nie zrobiłbym ci czegoś takiego ze zdrowym umysłem.-odtrącił moją dłoń i mocno przytulił. Już nie protestowałam. 
-Takiego Luke'a polubiłam.-odwzajemniłam jego uścisk.
-Tylko mnie lubisz?
-Nie zaczynaj.-słyszałam jak się śmieje na co ja też się uśmiechnęłam.



Jeśli chodzi o długość rozdziału to jest taka sobie, ale wiem, że pojawiały się też krótsze rozdziały.
I jak zwykle przepraszam za błędy. Sprawdzałam ale mogłam coś przeoczyć.
Mam nadzieję, że dobrze spędzacie wakacje. Ja do tej pory byłam tylko nad jeziorem...
XX

niedziela, 5 lipca 2015

8

-Jest mi zimno, idę do środka. Idziesz też?-zapytała gasząc chyba piątego papierosa.
-Ja tu zostanę. Uwielbiam patrzeć nocą na gwiazdy.-spojrzała na niebo.
-Tak...rzeczywiście, są piękne. Ale to nie zmienia faktu, że marznę. Jakby co to najprawdopodobniej będę przy barze.-skinęłam głową.

Obeszłam dookoła budynek. Za nim znajdowała się wąska wydeptana ścieżka. Co mi szkodzi.
Kroczyłam przed siebie. Co chwilę słyszałam jakieś szumy gdzieś w krzakach, na drzewach i w trawie. Wiem, że każda inna dziewczyna by zawróciła, ale ja od dziecka lubiłam kontakty z przyrodą. Poza tym jestem szybka,więc w razie potrzeby ucieknę przed jakimś agresywnym zwierzęciem.
Trafiłam na jakieś jeziorko, a w zasadzie był to dość duży staw. Widok, jaki znajdował się teraz przede mną zapierał dech w piersiach. Od tafli wody odbijał się piękny księżyc i gwiazdy. Słychać było szum wiatru i świerszcze. Żadnych trzcin, ani wodnych roślin, które mogłyby zakryć staw.
Na prawo ode mnie leżało przewrócone drzewo. Weszłam na nie. Starałam się utrzymać równowagę, co na takich butach było naprawdę ciężkie.
Usiadłam na końcu pnia. Moje nogi prawie dotykały wody.

***

Nie wiem ile czasu tu spędziłam, ale uznałam, że pora wracać. Dzięki mojej "niezawodnej pamięci" prawie się zgubiłam. Na szczęście do moich uszu dobiegła dudniąca muzyka. Odnalazłam ścieżkę i kiedy miałam już wracać nią na imprezę usłyszałam głos.
-Gdzie byłaś?
-Luke?-opierał się o jedno z drzew.-Śledziłeś mnie?
-A jeśli tak to co?-zaczął się zbliżać. Gdy był już wystarczająco blisko w świetle dawanym przez Księżyc i wyświetlacz mojego telefonu dostrzegłam jego czarne oczy. Nie były słodkie brązowe. Zdawałam sobie sprawę, że to pewnie przez ten chłam co brali.
-Cofnij się.-nie zwalniał ani nie zatrzymywał się. Muszę przyznać, że się go przestraszyłam. 
Zamiast jego, cofałam się ja. Ale ile można, w końcu trzeba na coś wpaść. W moim przypadku było to drzewo, których tu nie brakuje...
-Nie słyszałeś? Odejdź. Odejdź bo będę krzyczeć.-zatrzymał się jakieś 10-15 centymetrów przede mną. Mój oddech stał się szybszy. Tak, bałam się.
-Możesz sobie krzyczeć i tak cię tu nikt nie usłyszy.-przywarł do mnie swoim ciałem i zaczął całować. Pierw po szyi potem próbował trafić w moje usta. Uniemożliwiałam mu to kręcąc głową.
-Przestań słyszysz! Każę ci natychmiast przestać.-jak najbardziej chciałam odepchnąć go od siebie. Nie pozwalał na to. Co tu dużo mówić, chłopak zawsze będzie silniejszy od dziewczyny. 
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie odpuszczał.  Poczułam jak coś zaczyna napierać na moje podbrzusze. O nie, nie, nie. Tylko nie to. Rozumiem niech se całuje, ale tylko nie to
-Nie wierć się!
-Błagam cię przestań. Dlaczego mi to robisz.-nie można już powiedzieć, że płakałam. Zaczęłam ryczeć. Mimo to i tak "walczyłam". 
Złapał moją głowę tak mocno, że nie mogłam już nią ruszać. Nie czekając złączył nasze usta. 
Nie było to przyjemne. 
W tamtej chwili przypomniał mi się najsłabszy punkt chłopaka. Nie zastanawiała się czy trafię. Po prostu z całej siły uderzyłam go kolanem. Jęknął z bólu i upadł na kolana. Klął głośno trzymając się za intymne miejsce. Nie zważając na nic wyminęłam go i zaczęłam uciekać. Przez łzy widziałam same zamazaje lecz mimo to nie zatrzymywałam się. 
Ominęłam grupki ludzi, kilkanaście domków i"stodołę". Biegłam prosto do swojej chatki. Nie chcę tam wracać.  
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i wbiegłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i usiadłam. Schowałam głowę w kolanach i szlochałam.


Rozdział krótki wiem. Pisałam go nie mając weny więc jest taki byle jaki.
Ale!
Obiecałam, że pojawi się jeszcze w tym tygodniu tak więc jest.
Przepraszam za wszystkie błędy
XX


poniedziałek, 29 czerwca 2015

7

Zmiana wyglądu głównej bohaterki

Pukanie do drzwi. Pomyślałam, że to pewnie Luke, więc poszłam je otworzyć.
-Nie za wcze... o, cześć?-prze de mną stoi jakiś obcy chłopak. Jest sporo wyższy ode mnie, ma czarne włosy i piwne oczy. Najbardziej charakterystycznym elementem jest jego czarna skóra.
-Cześć . Jestem Josh. A ty to Rose, tak?-skinęłam głową.-Miło mi ciebie poznać.
-Wzajemnie.-uścisnęliśmy dłonie.
-Kto to?-z łazienki  wyszła gotowa już Emi. Wybrałyśmy dla niej czerwoną sukienkę bez ramion. U góry miała liczne ćwieki. Długością dorównywała mojej. Szpilki tego samego koloru i mocny makijaż, który podkreślał jej duże oczy.-O hej Josh.-podeszła bliżej i dali sobie buziaka w policzek.-Widzę, że już się poznaliście.-z nowo poznanym wymieniliśmy się uśmiechami.
-Gotowa?
-Zawsze.
-To idziemy.
Wychodząc odwróciła się do mnie. Niemo zapytałam ją czemu mi nic nie powiedziała. Z ruchu jej ust wyczytałam "Też cię kocham". Pogadamy później.

Dobra, zostałam sama. Co raz bardziej się denerwuję. Tylko czym?! Sama siebie próbowałam przekonać, że to tylko impreza, i tak miałam tam iść. To, że on tam idzie i akurat ze mną, to tylko dlatego, że nie miał z kim iść. O! I właśnie tak będę to sobie tłumaczyć.

Chodziłam w tą i wewte po pokoju. Augh zaraz zwariuję.
Dla zabicia czasu poszłam przejrzeć się w lustrze. Poprawiłam swoje rozpuszczone i wyprostowane włosy. Jeszcze raz pomalowałam rzęsy i czarną kredką przejechałam wokół oczu.
Muszę przyznać, że pasuje mi mocny makijaż.
Tak wiem, ta moja skromność...

Po raz kolejny usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. To był on. Stał przez chwilę i uważnie lustrował mnie wzrokiem. błagam odezwij się, nie lubię jak ktoś się patrzy na mnie w *ten sposób*.
-Pięknie wyglądasz.-czułam jak moje policzki zaczynają piec. Spuściłam głowę.
-Dziękuję... Ty też.-nie powiedziałam tego tylko z grzeczności. Nie. Naprawdę tak wyglądał. Miał czarną bluzę z kapturem i spodnie moro. Włosy idealnie postawione na żel. Mogłabym się w niego wpatrywać jak w obrazek...nie, zaraz, zaraz. Co ja bredzę? Nie mogę się zakochać. Nie chcę. Zbyt dużo słyszałam o nieszczęśliwej miłości. O tym jak później zranione dziewczyny płakały. Były załamane. One rozpaczały, oni szukali nowych "dup". To jest przykre.
Na moją twarz wkradł się smutek. Szkoda, że go zauważył.
-Coś się stało?-uniósł moją brodę tak, że spotkałam się z jego czekoladowymi tęczówkami.
-Nie...nie. Nic. Idziemy?-wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
-Pewnie.-chwyciłam czarną kopertówkę ze stołu i wyszliśmy.

***

Z zewnątrz budynek wyglądał trochę jak wielka stodoła. Na szczęście nią nie był...
Jest tu więcej osób niż się spodziewałam. O dużo, dużo więcej. Nawet gdybym chciała to Emi i tak nie znajdę. W sumie to nie wiem po co miałabym jej szukać. Mam nadzieję, że dobrze się bawi.
Podeszliśmy do baru. Tak nazwijmy to barem.
-Trzymaj.
-Zamówiłeś wódkę? 
-Tak, a co?
-Chciałam piwo. Nie lubię wódki.
-Na początku nikt nie lubi. Zasmakuje ci.
-Skąd wiesz, że  nigdy jej nie piłam?
-Widzę po twojej minie.-nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc po prostu chwyciłam kieliszek i duszkiem wypiłam jego zawartość. Zasłoniłam usta ręką.  Aaa gorzkie i drapie w gardło. 
-Obrzydliwe.-usłyszałam jego głośny śmiech.-I z czego się śmiejesz baranie?
-Z ciebie. Jeszcze raz to samo!
Wypiłam chyba z pięć kieliszków. Ku mojemu zdziwieniu ani ja ani Luke nie byliśmy jakoś specjalnie pijani. Myślałam, że wódka szybko działa na głupotę.  
-Zatańczymy?-że co?
-Ja nie umiem tańczyć. 
-Och każdy umie, ale nie każdy o tym wie. Chodź.-ciągnął mnie za sobą na parkiet. Kiedy stanęliśmy muzyka zwolniła. Dzięki Boże, zawsze wiedziałam, że mnie kochasz...
-Nie ja nie chcę.
-Spokojnie, poprowadzę cię.-popatrzył prosto w moje oczy. Dlaczego jego spojrzenie tak na mnie działa?
Rękoma objął mnie w tali przysuwając bliżej siebie. Ja natomiast położyłam swoje dłonie pod jego łopatkami. Zaczęliśmy poruszać się w rytmie piosenki. 
-Widzisz? To nie takie trudne.-pocieszająco się uśmiechnął.

***

Przetańczyliśmy tak kilka tańców. Ja wtulona w jego tors. On opierający swoją brodę na moim barku.
Wspaniale czułam się w jego ramionach.

Tą kojącą chwilę przerwał nam Jai.
-Idziecie?
-Gdzie?-inicjatywę przejął mój partner.
-Rozkręcimy sobie zabawę-nie jestem głupia żeby nie wiedzieć co to znaczy.
-Ja podziękuję.
-Na pewno?-pokiwałam głową-Jak chcesz. Twoja strata.
-Ej Jai, nie namawiaj jej.
-Nikogo nie namawiam. A ty jak chcesz iść to się rusz.-odszedł, a Luke spojrzał na mnie.
-Spoko chcesz to idź.
-Wybacz.-ruszył za swoim bliźniakiem.
Fajnie. Nie wiedziałam, że ćpa. Ale nie no przecież każdy nastolatek musi ćpać. Słowa mojej mamy. Taa, czasami mam wrażenie, że zawsze ma rację.
Wróciłam do baru. Zobaczyłam tam siedzącą Lan. 
-Myślałam, że poszłaś z nimi.
-Hej. Nie ja nie biorę. A ty?
-Nigdy w życiu. Też zostałaś sama?
-Jak widać.-była jakaś przybita. Nie było w niej życia.
-Ej co jest?
-A co ma być?
-Właśnie ciebie się pytam. Stało się coś?-wzruszyła ramionami.-Możesz mi powiedzieć. Zachowam to dla siebie.-chwilę pomilczała, ale w końcu się przełamała.
-Moi rodzice...-mówiła przez łzy-wczoraj...wczoraj się dowiedziałam, że jestem adoptowana.-wybuchła płaczem. Przytuliłam ją. 
-Chcesz wyjść na dwór?-przytaknęła. 

-Palisz?-zapytałam kiedy wyjęła z torebki paczkę papierosów.
-Nie. Rzuciłam.-odpaliła jednego.-To z nerwów.
-Skąd to wiesz?
-Co? To, że jestem adoptowana?-ironicznie się uśmiechnęła-Podsłuchałam wczoraj rozmowę-i tu w cudzysłowie-rodziców. Myślisz, że powiedzieliby mi?
-Nie wiem. Trudno mi się wypowiedzieć na  ten temat.
-Ale dlaczego? Dlaczego ja się pytam?
-Nie rozmawiałaś z nimi o tym?
-Nie. Po prostu pobiegłam do swojego pokoju. Nie wiedziałam co mam robić. Całą noc nie spałam. Myślałam o tym wszystkim. Chciałabym wiedzieć kim tak naprawdę są moi rodzice.
-Jesteś tego pewna?-przykucnęłam obok niej.
-Co masz na myśli?
-Czasami lepiej jest zostawić przeszłość za sobą.
-Tak, ale chcę wiedzieć czemu mnie zostawili.
-Skąd wiesz, że zostawili? Może nie mieli warunków dla dzieci i sąd im cię odebrał, albo nie daj Boże zginęli i nie miał się kto tobą zająć? Jest wiele wytłumaczeń. Może któreś z nich jest prawdą. Wiesz, że musisz porozmawiać z rodzicami?
-Wiem, ale co jeśli nie będą chcieli mi powiedzieć?
-Dlaczego mieliby to zrobić? -wzruszyła ramionami- Bądź silna.


Nie wspomnę, że ten rozdział miał pojawić się na następny dzień po opublikowaniu rozdziału szóstego...
XX 

wtorek, 23 czerwca 2015

6

Tym razem do szkoły odwiózł mnie mój ojciec. Nie chciałam przeciskać się z tą walizką przez tłumy w autobusie.

Na miejscu zbiórki doszukałam się jeszcze Jai'a, Layany i oczywiście Luke'a. Nie mogło też zabraknąć Sarah...Stała z jakimiś chłopakami obok drzewa i palili papierosy. Ciężko westchnęłam na ten widok. Mam nadzieję, że nie odwali jej coś znowu i nie będzie się mnie czepiać czy coś.
-No hejka.-wzdrygnęłam się. Przysięgam, że w końcu dostanę zawału jak będą dalej mnie tak straszyć.
-Cześć Emily-odwróciłam się przodem do dziewczyny-Jak tam twój tablet? Zdążyłaś?
-Ledwo co. Facet miał zamykać już drzwi.
-To dobrze. Zanudziłabym się bez ciebie. Dzień bez Emily dniem straconym.-zaśmiałam się, za co oberwało mi się od niej.
-Ty tak tu się śmiejesz, a ja nie wspomnę, że ktoś cie obczaja. -ucichłam i zmrużyłam oczy.
-Co?
-Odwróć się to sama zobaczysz.-zrobiłam tak jak mi powiedziała. Było sporo osób, ale nie widziałam nikogo kto by się na mnie gapił. Każdy był czymś zajęty. Nagle poczułam jak ręce dziewczyny przekręcają moją głową. Mój wzrok zatrzymał się na znanej mi już sylwetce. I rzeczywiście stał w swojej grupce, niby, że z nimi rozmawiał, a tak naprawdę uważnie mi się przyglądał.
-Że Luke?-spojrzałam w jej lazurowe tęczówki.
-Uhum.-szeroko się uśmiechnęła.
-Weź przestań.
-Widać, że coś was łączy.
-Daj spokój...nic a nic nas nie łączy.
-Czyżby? Znam go dłużej niż ty. To znaczy znam bo znam. Rzadko ze sobą rozmawiamy. Ale widzę jak się zachowuje. Wcześniej był zwyczajnym dupkiem. Chodził cały czas naburmuszony, jakby zły na cały świat. Nic go nie obchodziło. Od kiedy ty się pojawiłaś jest jakiś...inny.
-Wydaje ci się.-rozległ się głos nauczyciela.-Chodź już czas.

***

-Ja zajmuję łóżko pod oknem!-biegiem mnie wyminęła i rzuciła się na mebel. Przewróciłam oczami.
-Zachowujesz się jak dziecko.-wytknęła mi język.-No mówię, jak dziecko.

Zabrałyśmy się za rozpakowywanie walizek. 
W domku były dwa pomieszczenia. Łazienka i główne, gdzie śpimy. W pokoju oprócz dwóch łóżek i dwóch stolików nocnych, znajdowała się tu też duża szafa na urania, śmietnik, stół i cztery krzesła. Wszystko drewniane. I wbrew pozorom wydaje się tu być przytulnie.
-Dobra ja idę wziąć prysznic, a ty rób co chcesz-chwyciłam wcześniej przyszykowane ciuchy i poszłam.

Przekręciłam za sobą drzwi dla pewności i powoli się rozebrałam. Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Doznałam szoku. Mogłam najpierw sprawdzić czy leci zimna czy ciepła.
Niestety leciała cholernie zimna.
Ustawiłam ją sobie tak aby była odpowiednia. Ciepły strumyk przyjemnie oblewał moje ciało. Mogłabym stąd nie wychodzić.

***

Moje fascynacje przerwało natarczywe pukanie do drzwi.
-Rose pospiesz się! Słyszysz?!
Szybko się wytarłam, ubrałam i związałam włosy w kitkę.
-Co się tak drzesz?-wyszłam i zobaczyłam pierw Emi a potem siedzącego na krześle Luke'a.
-Masz gościa.-z chamskim uśmieszkiem przeszła do zajmowanego wcześniej przeze mnie pomieszczenia.
-Hej.
-Cześć Rose.
-Jak znalazłeś nasz domek?
-Lan mi powiedziała-no tak. Niepotrzebnie jej wspomniałam gdzie jesteśmy...
-Co chciałeś?
-W sumie to nic konkretnego-wstał i podrapał się po karku.
-Chcesz mi  mówić, że przyszedłeś  tutaj od tak sobie?
-Właściwie to nie. Chciałem zapytać czy wybierasz się dzisiaj na tą imprezę?
-Hmm...nie widzę powodu, dla którego miałabym nie iść.-podparłam rękoma biodra.
-Czyli idziesz? Świetnie. Yyy...a czy nie chciałabyś iść tam ze mną?
-Zapraszasz mnie?-moje oczy otworzyły się chyba do granic możliwości.
-Jeśli nie chcesz...
-Chcę!-gwałtownie mu przerwałam, a ten spojrzał na mnie jak na idiotkę. Na jego twarzy widziałam przebłyski uśmiechu, które próbował ukryć. Mi natomiast zrobiło się niezręcznie.
-To super, wpadnę po ciebie o dwudziestej okey?
-Dobrze.
-Do zobaczenia.-wychodząc trzasnął drzwiami.
Wzięłam kilka głębokich oddechów dla uspokojenia. Wtem z łazienki wyszła uradowana Emi.
-Widzę, że ktoś tu ma randkę.
-To nie żadna randka. A z resztą skąd wiesz? Podsłuchiwałaś!-i na moja twarz wkradł się uśmiech.
-No może troszeczkę. Tylko w co ty się ubierzesz?-podeszła do szafy i zaczęła przeglądać nasze ubrania.
-Nie zamierzam się stroić.-nie reagowała-Emi słuchasz mnie w ogóle?
-O może tą?-pokazała mi czarną sukienkę. Dokładnie ją obejrzałam. Miała grubsze ramiączka. Dekolt nie był duży. Powiedziałabym, że w sam raz. Po bokach widniały po trzy wycięcia w kształcie kokardek odsłaniające skórę. Tył zrobiony był z koronki sięgającej do pupy.
-Przymierz.
Przebrałam się i zaczęłam przeglądać się w lustrze.
-Pasuje ci!
-A nie myślisz, że jest...no nie wiem. Że wyglądam dziwkarsko?
-Ej, to jest moja sukienka, a ja nie kupuję dziwkarskich ubrań.
-No może.
-Nie marudź, masz to włożyć. A do tego te buty.-z walizki wyjęła czarne lity. Mimo iż nie miały żadnych ozdób to i tak były piękne.
-Jesteś pewna?-energicznie pokiwała głową.-A ty w co się ubierzesz?
Razem zaczęłyśmy przeglądać dalszą zawartość szafy.


Za wszystkie doszukane się przez was błędy strasznie przepraszam, ale muszę przyznać, że nie chciało mi się tego sprawdzać.
Są wakacje i mam lenia ;P 

czwartek, 18 czerwca 2015

5


Weekend minął szybko. Za szybko... W prawdzie nic ciekawego się nie wydarzyło i był nudny, ale mógłby trwać wiecznie. Nienawidzę szkoły.

-Rose, Rose!-obejrzałam się i zobaczyłam biegnącą w moim kierunku postać Emily. Emily to ta dziewczyna od piłki na w-fie. Siedziałam z nią na lekcji matematyki i tam się tak jakoś zgadałyśmy. Było mi jej szkoda, widząc strach w jej oczach kiedy zerkała na moją rozwaloną wargę. Kilka razy mnie przepraszała, póki nie zrozumiała, że nie mam jej tego za złe.
-Tak?
-Jedziesz na tą wycieczkę w piątek?
-Na jaką wycieczkę?
-Nie słyszałaś? Jest organizowana wycieczka na jakiś obóz na trzy dni. Opłaca się bo jest w miarę dobra cena jak na tamte warunki.
-Ile?
-Emm około 50$. Będziesz jechać?
-No nie wiem.
-Proszę, proszę, proszę.
-A ty jedziesz?-energicznie pokiwała głową.-Widzę, że bardzo ci zależy abym jechała-wywróciłam oczami.
-Proszę zgódź się.
-No dobra. Niech ci będzie.-dziewczyna prawie piskła z radości.-Uznam, że to było normalne...
-Chodź musimy cię zapisać.-zaczęła ciągnąć mnie za rękę. Nie cierpię kiedy ktoś to robi. Czuję się wtedy jak mała dziewczynka, którą już dawno nie jestem. Ludzie zrozumcie to!
Dotarłyśmy pod pokój nauczycielski. Nie wolno nam tam wchodzić samemu, więc zapukała. Drzwi otworzyły się a ja ujrzałam pana Caruso. Nauczyciela informatyki.
Jeśli to on zajmuję się organizacją całęj wycieczki to z chęcią pojadę. Jest nie tylko sympatyczny, ale także bardzo przystojny. Na moje oko ma około 25 lat.
Jest wysoki, ma blond włosy, które zawsze leżą w seksownym nieładzie. Brązowe oczy i malinowe, pełne usta. Może nosić obojętnie jaką bluzkę, a i tak będą przebijały się przez nią jego mięśnie.
-Dzień dobry dziewczyny. Co tam chcecie?-wspomniałam już o jego zniewalającym uśmiechu?
-Dzień dobry panu. Moja koleżanka chciałaby się zapisać na tą wycieczkę.-Emily musiała mówić za mnie, gdyż mój aparat mowy chyba się zepsuł.
-Wejdźcie.-otworzył szerzej drzwi i wpuścił nas do środka jak prawdziwy dżentelmen. Poszukał jakiś kartek w teczce. Jedną z nich dał mi.-Tam masz cały opis. Domki, plan zajęć i tak dalej. Potem se poprzeglądasz. Okey, teraz powiedz jak się nazywasz?
-Rose Nichols. Tylko czy mogłabym na jutro przynieść pieniądze, bo akurat nie mam ich przy sobie?
-No pewnie. Będę od rana w szkole także nie powinnaś mieć problemu ze znalezieniem mnie.-wbił we mnie te czekoladowe soczewki, a mi ugięły się nogi.-Podpisz się tu.-przysunął w moją stronę kartkę, której i tak nie czytałam.
Oddając mu ją zauważyłam coś......
Miał obrączkę na palcu.
Facet był żonaty. Ale jak w tak młodym wieku?
Na moją twarz wskoczył grymas, który natychmiast postarałam się ukryć, bo jakby nie było to nauczyciel. Ja jestem dla niego tylko zwykłą uczennicą.
I znowu powraca ta przykra rzeczywistość...
Otrząsnęłam się i wróciłam na ziemię. Zazdroszczę tej szczęściarze.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Caruso ruszył aby je otworzyć, jednak gość był szybszy. W wejściu znalazła się sylwetka Luke i jakiegoś innego chłopaka.
Widziałam go z pare razy jak szwendał się po szkole z wyżej wymienionym.
-Nie wiecie, że tu nie można wchodzić samemu?-z założonymi rękoma stanął przed nimi. Nie był zły czy zdenerwowany. Właściwie to nie widziałam go jeszcze takiego.
Nas chyba nie zauważyli.
-Czego chłopaki chcecie?
-Zapisać się na wycieczkę.
-Nie wiedziałem, że będzie na nią tylu chętnych. Chodźcie.-podeszli do stolika, gdzie siedziałam ja i Emily. Spotkałam się ze spojrzeniem Lukeya, który posłał mi ten swój zawadiacki uśmieszek.
-Okey, to nie zapomnij mi na jutro przynieść tych pieniędzy.-te słowa oznaczały, że możemy już iść. Wstałam więc i razem z Em udałyśmy się do wyjścia.
-Do widzenia panu.-powiedziałyśmy niemalże jednocześnie.
-Do widzenia.

***

-Aww nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia.-entuzjazm mojej nowej przyjaciółki udzielał jej się za nadto.
-Chciałabym powiedzieć to samo.-oparłam się o ścianę w moim pokoju.
-To czemu nie powiesz? Nie chcesz już jechać?
-Chcę i to bardzo. Ale mam jakieś złe przeczucia.-zmarszczyła brwi oczekując wyjaśnienia moich słów.-No nie wiem. Taki babski instynkt.-machnęła tylko ręką.
-Będzie fajnie, zobaczysz. A tak w ogóle to spakowałaś wszystko?
-Myślę, że tak, ale potem i tak sprawdzę. A ty?
-Nie, jeszcze muszę iść odebrać tablet z naprawy... Ej! No właśnie. Która jest?
-E 18:41, a co?
-Sorki, ale ja muszę już lecieć. Miał być gotowy na dzisiaj, a sklep jest czynny tylko do 19:00. Na wycieczki nie ruszam się bez niego.-pomachała palcem i się zaśmiała. 
-Rozumiem, mam to samo z telefonem.
-No to się dobrze dobrałyśmy. 
-Ta, chodź odprowadzę cię do drzwi.

-To do zobaczenia jutro.-uściskałyśmy się.
-Papa.


Na początku pisania tego ff obiecałam sobie, że postać Luke'a pojawi się w każdym rozdziale, choćby miało być o nim tylko jedno zdanie. Tego postaram się trzymać ;)
+
W bohaterach pojawiła nam się postać Emily. Nie mówię, że będzie ona często, ale uznałam, że warto ją dodać.


Nie jest was jakoś specjalnie dużo, ale i tak was kocham i dziękuję, że jesteście 



sobota, 13 czerwca 2015

4

Zostałam w szatni sama, gdyż wszystkie inne dziewczyny już dawno zdążyły się przebrać. Dzięki Luke!
Spieszyłam się jak tylko mogłam, bo za chwilę powinien być dzwonek, a nie zamierzam spóźnić się na matmę. Podpadłam już tej babie na pierwszej lekcji, nie chcę, żeby się znowu czepiała.
Przebrana wyszłam z szatni i pośpiesznym krokiem ruszyłam wzdłuż korytarza. Nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za ramię i pcha na ścianę. Mocno w nią uderzyłam i jękłam z bólu. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą wyższą o kilka centymetrów dziewczynę. Miała brązowe włosy przeplatane różowymi pasmami. W ciemno-zielonych oczach nie dało się nie zauważyć tańczących iskierek gniewu.
Minęły ułamki sekund zanim chwyciła moją bluzkę w sposób jakby chciała mnie udusić i lekko uniosła ją w górę.
-Odwal się od niego, rozumiesz?-otworzyłam usta aby coś powiedzieć, jednak nie było mi to dane. Znikąd pojawiła się Lan i odepchnęła dziewczynę tak, że upadła na podłogę. Auć, to musiało boleć.-Jeśli nie, pożałujesz.-wstała, popatrzała na nas gniewnym spojrzeniem i odeszła. Nie rozumiem o co chodzi.
-Nic ci nie jest?
-Em nie raczej nic.-poprawiłam swoje spodenki i otrzepałam z nich niewidzialny kurz.-O co jej chodziło mówiąc, że mam go zostawić? I kto to jest?
-To Sarah Mitchell. Była Luke'a. Jeszcze większa suka niż ja, więc lepiej z nią nie zadzierać. Prawdopodobnie jest zazdrosna i tyle.
-Że niby o Luke'a?-parskłam śmiechem.
-Uhum-powoli szłyśmy.
-Dlaczego ze sobą zerwali?
-Może wszystko od początku. Poznali się na warsztatach technicznych. Nie myśl sobie, że to jakieś ich hobby bo to nie prawda.-mówiła gestykulując rękoma. Zauważyłam, że robi to cały czas kiedy coś mówi.-Pani kazała im tam chodzić jeśli chcieliby poprawić swoje oceny. Wracając... to była ogromna miłość. Naprawdę dużo chłopaków zazdrościło wtedy Luke'owi. Chodzili ze sobą prze ponad rok. Aż pewnego dnia, a raczej nocy Sarah uległa jednemu z zazdrośników i zdradziła z nim Luke'a.-głęboko westchnęła-Kiedy się dowiedział zrobił jej awanturę w szkole. Wiesz jaka to była drama?
Potem dorwał tamtego kolesia i nieźle mu wkopał. Został za to zawieszony. Od tamtego czasu zrobił się nieufny. Szkoda mi go.
-I co było dalej?
-Widzę, że interesuje cię ta historia-złośliwie uniosła brew, a ja czułam, że zaczynam się rumienić-no dobra. Ona bardzo tego żałowała i z tysiąc razy go przepraszała, mówiąc, że on jest jej prawdziwą miłością. Jednak nie chciał tego słuchać i kazał o sobie jej zapomnieć. Ale jak widać nie zapomniała. I skoro dzisiaj zrobiła to co zrobiła, to znaczy, że traktuje cię jak rywalkę.
-Mnie?-wybuchłam śmiechem.
-Nie wmówisz mi, że nie czujesz nic do Luke'a.
-Może i jest przystojny, ale ma dziwny charakter.
-To znaczy?
-No... raz jest miły i wesoły, a zaraz pochmurny i przybity.
-Słuchaj-zatrzymałyśmy się-jak nadejdzie odpowiednia pora dowiesz się dlaczego taki jest. Na razie bym się w to nie mieszała-uśmiechnęła się pocieszająco i wyminęła mnie.
-Lan?!
-Tak?
-Skąd to wszystko wiesz?-zacisnęła usta w cieniutką linię.
-Bo ja kiedyś przyjaźniłam się z Sarah.

piątek, 5 czerwca 2015

3

Luke POV
-Nie wiedziałem, że moja uroda może powodować jakieś uszczerbki na zdrowiu-mruknąłem.
-Auch zamknij się Luke.
-Usiądź tu.-posadziłem ją na krzesełku pod gabinetem. Sam wszedłem do środka.
-Dzień dobry. Można?
-Tak, tak oczywiście.
-Chodź-zwróciłem się do Rose.
-Co ci się stało drogie dziecko?-kiedy ją zobaczyła od razu do niej podeszła.-Usiądź.
Umyła ręce, włożyła rękawiczki i chwyciła jakieś chusteczki, po czym natychmiast zajęła się dziewczyną.
-Aua to boli-co chwilę się krzywiła i marudziła.
-Gdybyś bardziej uważała to by nie bolało. A ty nie powinieneś iść już na lekcje?-obie spojrzały na mnie. Nic im nie odpowiedziałem tylko bezwładnie wzruszyłem ramionami. No hello, miałem ją tu przyprowadzić. Kto powiedział, że muszę wracać?
Minęło jakieś 10 minut.
-Dobrze. To chyba wszystko. Masz lekko rozwaloną wargę, a z nosem jest już wszystko okey. Na szczęście nie jest złamany. Jeszcze powiedz mi tylko jak się nazywasz.
-Rose Nichols.
-W porządku. Obyśmy się już więcej nie spotkali-obdarzyła nas sympatycznym uśmiechem po czym wyszliśmy.
Rose ruszyła w stronę sali, ale szybko ująłem jej rękę i przybliżyłem do siebie. Przestrzeń, która nas teraz dzieliła była prawie nie zauważalna.
-Luke, co robisz?-czułem jej przyspieszony oddech i podejrzewam, że ona mój również.
-Serio chce ci się iść na ten w-f?
-No...muszę.
-Chodź.
-Ej. Gdzie ty mnie ciągniesz? Luke?!
-Oj chodź.
Wyszliśmy wyjściem w ciągu sportowym.
-Ja nadal nie wiem gdzie idziemy. Powiedz albo się wrócę.-tak bardzo bałem się tej groźby...Prychnąłem, co na pewno doszło do jej uszu. I tak wiem, że by tego nie zrobiła.-Luke!
-To nie daleko.
Opuściliśmy teren szkoły.
-Normalnie to z kimś kogo znam niecałe dwa dni nie poszłabym do lasu.-zaśmiała się.
-Dlaczego?-wiedziałem o co jej chodzi, ale byłem ciekaw co mi odpowie.
-No...bałabym się. Bałabym się o swoje życie i i i...
-Cnotę?-spojrzałem na nią łobuzerskim wzrokiem i uśmiechem na ustach. W sumie to nie wiem czemu. Nie odpowiedziała mi. Czyżbym trafił?
-A mnie się nie boisz?
-Tobie ufam.-zatrzymała się i przygryzła dolną wargę. Ja też stanąłem. Teraz dzieliły nas jakieś dwa metry. Patrzała się prosto na mnie, a ja z lekko uchylonymi ustami na nią. W jej oczach widziałem przebłyski strachu. Zrozumiałem sytuację. Podszedłem bliżej, chwyciłem ją za rękę i splotłem nasze palce. Spuściła głowę, jednak szybko uniosłem jej podbródek.
-Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy.-pokiwała słabo głową.-To tutaj.-gestem wskazałem na stare ruiny. Ruszyliśmy w ich stronę. Wspiąłem się na jeden z murów. Fakt, że nie jest to proste, ale mam już w tym wprawę.-Pomogę ci.
-Dam sobie radę.
-No dobra. Jak se chcesz.
Już myślałem, że naprawdę to zrobi, kiedy noga jej się omsknęła. Piskła i prawie spadła, (a upadek mógłby się źle skończyć), ale szybko przytrzymałem jej dłoń i wciągnąłem na górę.
-Dzięki.
-Nie ma za co.-zaśmiałem się.
-To nie było śmieszne.-dała mi mięśniaka w ramie.
-Bijesz za pomoc?-zacząłem się śmiać jeszcze bardziej.
-Nie obrywasz za pomoc, tylko za wyśmianie.
-Ok, ok już się ogarniam.-poprawiłem swoją pozycję i odchrząknąłem.-Mam pomysł. Zagrajmy w "Poznaj siebie".
-Chodzi ci o "Czy wiesz kim jestem"?
-Eeee...jeśli zasady są takie, że odpowiadasz i zadajesz pytania to tak.
-Dobra, ja pierwsza. Emmm...czym się interesujesz, bądź też co lubisz robić?
-Piłką nożną. Teraz ja. Masz chłopaka?
-Co to za pytanie?
-Standardowe. Odpowiadaj.-Przewróciła oczami.
-Nie, nie mam. Ulubiony film?
-"X-men". Dlaczego zerwałaś ze swoim poprzednim chłopakiem?
-Boże, Luke. Znajdź sobie inny temat...nie ma ci jak odpowiedzieć na to pytanie.
-Czemu?
-Bo. Ja...ja nigdy nie miałam chłopaka.
-Co?
-Proszę śmiej się.
-Nie, ale ja nie rozumiem.
-Czego tu nie rozumieć?
-Tego..., że jak taka ładna dziewczyna mogła nie mieć chłopaka?-uchyliła lekko usta i popatrzała w moje oczy.
-Dziękuję.-mocno mnie przytuliła. Zaskoczyło mnie to i nie wiedziałem jak się zachować. Jednak szybko to nadrobiłem i odwzajemniłem uścisk.

Rose POV
Graliśmy tak jeszcze jakiś czas, kiedy coś mnie oświeciło.
-Mam następne pytanie. Jaki sekret skrywasz przede mną? Wiesz o co mi chodzi.
Zawiesił nisko głowę i przyglądał sie swoim butom jakby były w tym momencie najciekawszą rzeczą na świecie.
-Luke?
-Daj po prostu temu spokój! Czemu nie możesz o tym zapomnieć?!
-Ale jak, skoro twój brat i twoje zachowanie mi na to nie pozwala?!
Wziął dwa głębokie oddechy.
-Nie krzyczmy na siebie. Wracajmy już. Niedługo skończy się w-f, a chyba chcesz się przebrać?
-Yhm...widzę, że i tak się nie dowiem. Dobrze wracajmy.


1.Wiem, że spieprzyłam tą końcówkę. Wiem, i za to bardzo przepraszam.
2.Przepraszam również za to, że tak długo nie było rozdziału, ale to wszystko przez te ostatnie okoliczności. Pewnie domyślacie się o co mi tu chodzi. Mam ogromną nadzieję, że jedziecie na show ;)
U mnie z tą sprawą jeszcze nie jest wszystko jasne. Nawet nie mam M&G, na którym tak bardzo mi zależało :'(. Eee ja w ogóle nie mam biletu...
Trzymam za wasze szczęście kciuki i piszcie w komentarzach czy jedziecie ;)
xx

poniedziałek, 25 maja 2015

2

Całą lekcję nie mogłam się skupić, gdyż czułam na sobie jego wzrok. Nie odważyłam się na niego spojrzeć ani nic mu powiedzieć. Nawet nie wiem czemu. Po prostu coś mnie powstrzymywało.
Czasami zerkałam kątem oka co robi. Co robi? Przepraszam pomyliłam się. Powinnam zapytać czy wogóle coś robi oprócz gapienia się na mnie, oddychania i mrugania. 
-Na następnej lekcji będziecie  w parach analizować DNA różnych zwierząt. Do domu nic wam nie zadaję. Miłego dnia-skończył swój monolog i zadzwonił dzwonek.
Wyszłam z klasy i natychmiast sprawdziłam swój plan.
-Od razu mówię, że nie jestem dobry z biologii.-podskoczyłam kiedy usłyszałam głos Luke'a.
-Boże nie strasz mnie więcej.
-Po co tak oficjalnie? Mów mi Luke.-głupio się przy tym zaśmiał. Tak, tak śmiej się. Zobaczymy kiedy to ty prawie zejdziesz na zawał.
-Nie martw się. U mnie z biologią jest akurat ok.
-To dobrze. Może będą piąteczki.-potarł swoje ręce.
-Może Brooks.-zatrzymał się ale ja nie zwróciłam na to większej uwagi i szłam dalej.
-Nie mów tak do mnie.-odwróciła się by coś powiedzieć, jednak zniknął. Dziwne. Kto obraża się za to, że mówi się do niego po nazwisku? Bez komentarza.

***

Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w stronę autobusu. Był prawie pusty, więc zajęłam miejsce z przodu. Zabawne jest to, że rano wszyscy pchają się do tyłu, a kiedy wracamy już do domu cały przód jest zajęty. 
Ja zawsze staram się siadać z przodu. Po co mam się potem przepychać przez innych ludzi?
-Przesuń się.-koło mnie pojawił się niespodziewanie Luke. Wykonałam polecenie i usiadłam przy oknie.
-Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
-Ja? Dlaczego? Bo powiedziałaś do mnie Brooks?-wybuchł śmiechem. Zdenerwował mnie tym lekko, a w moim głosie pojawiła sie nutka pogardy.
-I nagle zniknąłeś? Tak.
-Musiałem coś szybko załatwić.-w tym momencie cały dobry humor zniknął z jego twarzy. Nawet mnie to trochę zmartwiło.
-Luke, coś się stało?
-To nie jest twoja sprawa.-najwidoczniej nie zamierzał wciskać mi kitu, że jest wszystko okey. W pewien sposób byłam mu za to wdzięczna.
-No przepraszam jeśli wydaję ci się wścibska, ale ja tylko chciałam...
-Nie chciej.-gwałtownie mi przerwał i spojrzał na mnie. W jego oczach zobaczyłam smutek i troskę., nie złość i gniew.-Po prostu nie chciej.-wyjął telefon z kieszeni i zaczął na nim grać. Uniosłam ręce ku górze i przewróciłam oczami. Nie zamierzałam teraz dalej drążyć tego tematu. No ba, przecież my się prawie nie znamy, więc nie powinno interesować mnie jego życie, jego problemy. Jednak moja świadomość...może nie tyle co świadomość tylko ciekawość nie pozwalała mi tak tego zostawić.
Nie rozmawialiśmy już całą drogę, aż do przystanku. wysiadłam i zaczęłam iść w swoją stronę.
-Rose, poczekaj.
-Czego chcesz?
-Odprowadzić cię. A z resztą też idę w tę stronę.-przewróciłam oczami na samą myśl, że będziemy iść razem tak całą drogę, a ja nawet nie będę mogła się o nic zapytać. No cóż Rose, chyba musisz dręczyć się dalej.
-A wiesz, że mamy jutro razem w-f?
-No i co z tego?
-No nic. Tak tylko mówię.
-Sugerujesz coś?-lekko przymrużyłam oczy
-Nie wiem jak ty, ale ja lubię popatrzeć na ładne dziewczyny w prześwitujących bluzkach i przykrótkich spodenkach.
-Jesteś zboczony-zaśmialiśmy się oboje.-Ej czy ty właśnie powiedziałeś...-dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi mu o mnie.
-Yhym.
-Jesteś tym bardziej zboczony. Chyba nie będę ćwiczyć-założyłam ręce na piersiach.

***

-Ja tu.-głową wskazałam na budynek
-Ładny dom.
-Dzięki i...pa.-ruszyłam w stronę drzwi
-Narazie Rose. I proszę, choćby nie wiem jak bardzo cię korciło, nie mieszaj się w moje sprawy.
Stałam tam jak wryta i patrzałam jak odchodzi. Skoro tak powiedział to to musi być naprawdę ważne, a mi teraz tym bardziej nie da to spokoju. Dzięęęęki Luke.
Weszłam do domu. Rzuciłam szybkie "Cześć mamo, cześć tato" i schodami wbiegłam do swojego pokoju. Tam przebrałam się w bardziej wygodne ciuchy, tak ciuchy nie ubrania. Kiedyś nauczycielka mówiła nam, że ciuchy to są takie zmientolone i zniszczone ubrania, i że mamy nie mylić pojęcia "ubrania" z "ciuchami". Ale żebym nie wyszła na jakąś fleję, moje ciuchy nie są aż tak zniszczone. Wyglądają hmm...normalnie.
Zeszłam na obiad. Moi rodzice siedzieli przy stole.
-Jak pięknie pachnie.-powiedziałam przysuwając krzesło.
-To twój ulubiony.
-Dziękuje-powiedziałam kiedy mama postawiła przede mną talerz z zupą pomidorową.
-Co to był za chłopak?
-To? Kolega.
-Kolega?
-Tak tato, kolega. Luke
-A jak tam pierwszy dzień w szkole kochanie?-głos zabrała mama.
-Dobrze, nic ciekawego się nie wydarzyło.
-Cieszę się.
-Na drugi raz zaproś tego kolegę do nas.
-Tato.
-Henry.
-No przecież żartowałem.-przewróciłam oczami i kiedy skończyłam jeść wyszłam z kuchni.

***

Zamknęłam swoją szafkę i mało co nie padłam na zawał.
-Luke, błagam nie strasz mnie.
-Co masz teraz?
-Em chemię, a co?
-A potem?
-Fizykę.
-A po fizyce?
-Historię. Do czego zmierzasz?
-Sprawdzałem czy znasz swój plan.
-Jesteś głupi.
-Luke!-usłyszałam czyjś głos więc odwróciłam się. Zobaczyłam Lan idącą za rękę z...tak, to na pewno musi być jego brat. I to jeszcze bliźniak.
-Co chcesz?
-Dzisiaj po lekcjach. -Luke spojrzał w górę i ciężko westchnął.
-Cześć Rose.-spotkałam się z uroczym spojrzeniem Layany.
-Hej Lan.
-Może nas sobie przedstawisz?
-Rose to Jai, Jai to Rose.
-Miło mi-brunet uśmiechnął się sympatycznie.
-Mnie również.-uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Czy ona...?
-Nie.-odpowiedział bratu przez zęby. Ktoś mi powie o co chodzi?
-Jai chodźmy już.-Lan ciągnęła go za rękę,  gdy ten wymieniał porozumiewawcze spojrzenia z Luke'iem.
-Już idę. Do zobaczenia Rose.
-Cześć.
Spojrzałam na Luke'a.
-O co mu chodziło?
-Nie wiem. Ej dobra ja muszę już lecieć. Narazie Rose.
-Pa Luke.

***

Na w-f graliśmy w kosza. Nienawidzę tej gry...
Na sali oprócz nas ćwiczyli też chłopaki, czyli jak trudno się domyśleć był tam i Luke, na którego co chwilę spoglądałam. A co śmieszniejsze prawie za każdym razem spotykałam się z jego wzrokiem.
I nagle...bam, leżę na ziemi. Przed oczami pojawiły mi się czarne mroczki i odruchowo złapałam się za nos, który potwornie bolał. Poczułam coś mokrego na rękach i ustach.
-Rose, nic ci nie jest?-usłyszałam jego głos i pomógł mi wstać. Czarne plamki zaczęły powoli znikać, a ja zobaczyłam wokół siebie całkiem spory tłum. Spojrzałam w dół i się trochę wystraszyłam, kiedy ujrzałam, że moje ręce pokrywa krew.
-Co się stało?
-Dostałaś piłką. Przepraszam to moja wina-odezwała się jedna z dziewczyn. Wtedy na salę weszła nauczycielka.
-Boże drogi! Co tu się stało?
-Ja wszystko potem pani wytłumaczę.
-Dobrze Emily. Rose nic ci nie jest? Niech ktoś szybko pójdzie z nią do higienistki.
-To ja mogę.
-Dobrze Luke, tylko ją mocno trzymaj. Reszta ćwiczcie dalej!

poniedziałek, 18 maja 2015

1

Kolejna szkoła. Już powoli zaczynam mieć dosyć tych ciągłych przeprowadzek. Chyba jedynym plusem tego jest , że poznaję coraz więcej nowych i ciekawych osób, jednak wiąże się z tym to, że muszę pozostawić starych przyjaciół, za którymi strasznie tęsknię. Niby są telefony i kamerki Internetowe, ale to nie to samo co spotkanie się z nimi na żywo...

Stałam na przystanku czekając na swój autobus. Wydawało mi się to dziwne, że nikogo więcej tu ze mną nie ma. No ale co.
z kilku minutowym opóźnieniem w końcu przyjechał. Otworzyły się drzwi i kiedy chciałam już wsiadać zostałam odepchnięta na bok i upadłam na chodnik.
-Dupek!-krzyknęłam, a chłopak odwrócił się momentalnie. Miał na sobie siwą bluzkę z jak podejrzewam krótkim rękawkiem, na to granatowo-białą bejsbolówkę, dżinsy i białe forsy. Na głowie widniał również granatowo-siwy full cap.
-Nie dupek, Luke-powiedział ze złośliwym uśmieszkiem i poszedł dalej.
Wstałam i również weszłam do pojazdu. Nie było ani jednego wolnego miejsca, no oprócz tego pajaca, a nie chciałam stać jak głupek, więc nie pozostało mi nic innego. Ruszyłam w jego stronę jakby na ścięcie.
-Moge?-zapytałam wskazując palcem na siedzenie. W odpowiedzi wzruszył ramionami nawet na mnie nie patrząc.
Jechaliśmy już jakieś 5 minut. Wokół nas był gwar, jednak ja ani Luke nie odezwaliśmy się ani słowem.
-Jak masz na imię?-z rozmyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Co?-spojrzałam mu prosto w oczy i muszę przyznać, że rozpłynęłam się w tej czekoladowo-miodowej barwie.
-Pytałem jak masz na imię.
-A, Rose.
-Ładnie.
-Mi się nie podoba.-oparłam głowę wygodnie na fotelu.
-Dlaczego się tu przeniosłaś?
-Naprawdę cię to interesuje?-lekko się skrzywiłam.
-Gdyby mnie to nie interesowało, to bym nie pytał.
-Przed chwilą bezczelnie na mnie wpadłeś i nawet nie przeprosiłeś, a teraz nagle interesuje cię moja historia?
-No dobra. Przepraszam. Teraz mi powiesz?
Głośno wypuściłam powietrze z ust.
-Moi rodzice często się przeprowadzają. Od kiedy skończyłam 11 lat, siedem razy zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Nie wiem czemu, nie pytaj. Powoli zaczyna mnie już to męczyć, więc mam nadzieję, że przynajmniej tutaj zostaniemy na dłużej.
-Siedem razy w ciąguuuuu...-przedłużył ostatnią głoskę i czekał na moją podpowiedź.
-Siedmiu lat.
-Tak, siedem razy w ciągu siedmiu lat to sporo. Musiało być ci trudno, cały czas w nowej szkole.-przytaknęłam, a autobus się zatrzymał. Zobaczyłam wielki budynek z dziesiątkami okien i kawowymi ścianami. Przed nim był szeroki trawnik, na którym siedziały grupy nastolatków. Gdzie nie gdzie pojawiały się też ławki.
Ruszyłam przed siebie. Najpierw udałam się w stronę szafki, którą wcześniej wykupili mi rodzice. Tam zostawiłam zbędne rzeczy. Potem wyjęłam z kieszeni telefon, na którym miałam zdjęcie planu lekcji.
Mimo iż wiedziałam w której sali mam lekcję, za Chiny nie mogłam jej znaleźć. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy od jakiś dwóch minut siedzieli już w klasach, tylko ja się ciągle błąkałam...
Zrezygnowana usiadłam na ławce. Oczywiście, że poszłabym zapytać się w sekretariacie lub na portierni, gdybym tylko wiedziałam gdzie jest. Zobaczyłam jakąś dziewczynę idącą w moim kierunku.
-Hej, przepraszam, ale nie wiesz może gdzie jest klasa 006?-niepewnie zapytałam
-Właśnie tam idę. Chodź ze mną.-uśmiechnęła się lekko.
-Dzięki. Gdyby nie ty to na pewno nie byłoby mnie na biologii.
-Och nie ma za co. Jestem Layana. Dla przyjaciół Lan-wyciągnęła rękę w moim kierunku, którą natychmiast uścisnęłam.
-Rose.
-Pewnie jesteś nowa? Nie widziałam cię wcześniej.
-Tak mój pierwszy dzień tutaj.
Otworzyła drzwi od sali. Oczy wszystkich zwróciły się na nas, a właściwie to na mnie.Muszę przyznać, że trochę nie zręcznie się czułam, więc spuściłam głowę.
-Panie profesorze, przepraszam za spóźnienie.-nawet na niego nie zerkła tylko grzebała w swojej torebce i poszła zająć miejsce.
-To kolejne spóźnienie Lan. Słyszałaś, że za to można nie zdać?-powiedział do niej jednocześnie pokazując do mnie ręką abym podeszłą bliżej.-Dobra chołoto uspokójcie się.-powiedział do klasy a mi chciało się śmiać. To pewnie jeden z tym "dobrych" nauczycieli.-Rose tak?-szepnął do mnie tak aby reszta tego nie usłyszała. Przytaknęłam.-To jest Rose Nichols.
Usłyszałam różne odzywki typu "Cześć Rose" Rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam Luke'a. Opierał się o ścianę uważnie mi się przyglądając.
-Usiądziesz z Luke'iem. To tamten chłopak po ścianą w trzeciej ławce.-spojrzałam się na nauczyciela, a jedyna myśl, która aktualnie chodziła mi po głowie to "Serio? Czemu akurat z nim?"
Ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca. Czułam się odprowadzana wzrokiem innych uczniów.
Usiadłam.
-Chyba jesteśmy dla siebie stworzeni.-cwaniacko się uśmiechnął i przysunął lekko, na co zareagowałam i popchnęłam ręką w stronę ściany.
-Raczej skazani.-rozpakowałam się i starałam słuchać co mówi nauczyciel.
-Ja nie jestem taki zły. Jeszcze mnie polubisz.
-Oj zapewne.-czujecie ten sarkazm?



No to mamy rozdział pierwszy :) Mam ogromną nadzieję, że wam się spodoba, i że będziecie komentować. 
Od razu ostrzegam, że niestety (lub i stety) rozdziały nie będą dodawane regularnie. Za to strasznie przepraszam i liczę na cierpliwość ;)
Pozdrawiam xx

poniedziałek, 11 maja 2015

Bohaterowie

Rose Nichols
lat 18
"Za wszystko co zyskujesz, tracisz coś innego"

Layana Cheadle
lat 18
"Odwaga tworzy bohaterów, ale zaufanie buduje przyjaźń"

Jai Brooks
lat 18
"Doświadczenie najlepiej buduje pewność siebie"

Luke Brooks
lat 18
"Ścieżka mądrości jest dla tych, których nie oślepia ego"

Sarah Mitchell
lat 18
"Przyszłość ma wiele ścieżek. Twoja decyzja czy wybierzesz mądrze"

Emily Wilson
lat 18
"To nie jest zła rzecz, zakochać się"