sobota, 26 września 2015

15

Rose POV
-Myślisz, że jakoś to będzie?
-Ale co?
-No...,my.-uniosłam głowę z ramienia chłopaka i zobaczyłam te cholerne brązowe oczy wpatrujące się we mnie.
-Co to za niemądre pytanie? Oczywiście, że tak. Czemu o tym myślisz?-wzruszyłam ramionami-Wy dziewczyny.-schylił się, żeby pocałować mnie w czoło. Wtedy usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Luke wyjął go z kieszeni bluzy.
Zmarszczył brwi gdy zobaczył kto dzwoni. "Patrick".
-Zaraz wracam.-wstał z ławki i odszedł kawałek. Odwrócił się upewniając, że jest wystarczająco daleko. Dlaczego? Czy tak bardzo nie chciał żebym słyszała?
Cały czas bacznie go obserwowałam. Cóż...nie wyglądało to na zwykłą rozmowę z kumplem.
Widocznie zdenerwowany wrócił do mnie, ale nie usiadł. Był jakby nieobecny, zamyślony.
-Coś się stało? - spytałam cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje. Nie dostałam odpowiedzi, ten tylko zaczął przyglądać mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Był zły? Zmartwiony? Smutny? Sama nie wiem. Najlepiej miks tego.
-Luke, czy coś się stało?-wstałam i złapałam go za ramię. Nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec, że jest spięty.
-Wracajmy.
- Co?
-To co słyszałaś! Nie mam ochoty już tu siedzieć!-odsunął się tym samym zwalając moją rękę.-Wracajmy.-warknął. O co chodzi, co takiego powiedział mu tamten przez telefon?-Przepraszam.-przeczesał palcami włosy.-Chodź, muszę wracać, a chcę cię jeszcze odprowadzić do domu.
-W porządku, możesz iść. Znam drogę. - wyminęłam go.
-O co ci chodzi?!
-Mi? O co kurwa tobie chodzi?! To nie ja wyżywam się na kimś bo ktoś mnie wkurzył!
-Przeprosiłem.-Ugh.
-Luke, albo mi powiesz o co chodzi, albo możesz sobie iść.
-Brak innych wyjść?
-Masz dwa możliwe.
-W takim razie...-wahał się. Widziałam to. Wahał się.-Nie mogę. Nie teraz.-odwrócił się na pięcie i prawie biegiem odszedł.  Stałam tam jak idiotka patrząc jak znika mi z oczu. O nie mój drogi, tak to my się nie będziemy bawić.

***

Zła wróciłam do domu. Która jest godzina?  Już po piętnastej. Hmm prócz ostatniego wydarzenia to mogę uznać te popołudnie za udane. Jezu nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na placu zabaw. 
Zamówię sobie pizzę i poczytam książkę. 

***

Powoli otworzyłam oczy. Przysnęłam? Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Nigdy nie usnęłam czytając książkę.  Właśnie, gdzie książka? I czemu jestem przykryta kocem? I czemu słyszę dźwięk tostera z kuchni?
Rodzice? Nie, to niemożliwe , przecież mieli wrócić dopiero koło dwudziestej trzeciej. Odruchowo zerkłam na zegarek. Dwanaście po dziewiętnastej.
A więc kto?  Włamywacz?  Tak i robi se tosty...
Wstałam z kanapy i cicho zmierzałam w stronę kuchni. Będąc bliżej usłyszałam nucenie. Nucenie?
Kolejny krok i podłoga zaskrzypiała. Skucha! Nucenie ustało, a moje serce biło pare razy szybciej. Słyszałam kroki. Boże zaraz zemdleję.
W korytarzu pojawiła się dobrze znana mi sylwetka. Odetchnęłam z ulgą.
-To tylko ty baranie. Wystraszyłeś mnie.-wzruszył ramionami.
-Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Drzwi tarasowe były otwarte. Zamykasz je kiedyś?
-Zostawiłam gdzieś telefon.

-Tosta?-zapytał wchodząc za mną do kuchni.
-Nie, dzięki. Nie jestem głodna.-oparłam się pupą o blat.-Chcesz pogadać?
-Nie, a ty chcesz?
-Owszem. I dobrze wiesz o czym.
-Proszę daj spokój. - powiedział to tak szybko, że niemal nie zrozumiale.
- Nie dam. Jeśli chcesz być szczery...
-Jeśli chcę być szczery to powiem , ale nie teraz.
-A kiedy?! Kiedy jeszcze raz na mnie nawrzeszczysz bo ktoś?-zbliżyłam się i ujęłam jego twarz w dłonie tak, że stykaliśmy się czołami.
-Nie chciałem.-wyszeptał, a mi zrobiło się go żal kiedy zobaczyłam, że na prawdę żałuje.
-Wiem Luke, wiem.-wyglądał jakby walczył ze swoimi myślami.
-Dobrze...usiądź.


Mam wrażenie, że rozdziały są coraz bardziej nudniejsze :/ przepraszam Was strasznie za to, ale muszę pisać je sama. Moja współpisarka (?), nie ma czasu przez szkołę i nie tyle co trudną, ale dziwną syt w domu.
Za wszystkie błędy również przepraszam
XX

3 komentarze: